Złoto znad węgla
Pojawiły się plotki, że bursztyn wynoszono do domu reklamówkami, a co niektórzy dorobili się na nim samochodów. Tymczasem jóźwińskie znalezisko, choć wyjątkowo obfite, żadnym wyjątkiem nie jest i bursztyn znajdowany był i jest nadal na wszystkich odkrywkach.
Był już na Morzysławiu
- Na Morzysławiu były jedynie małe kawałki i to przeważnie tylko na samym węglu – potwierdza Czesław Jankowski, który w kopalni pracował od 1943 roku. – Już więcej było na Niesłuszu i Gosławicach. Mnie się nie trafiał (Czesław Jankowski był elektrykiem – dop. red.), ale słyszałem opowieści ludzi, którzy znaleźli. Bali się, że im zabiorą, więc się z tym specjalnie nie afiszowali.
Na odkrywce Jóźwin bursztyny znajdowano już w latach siedemdziesiątych. – Sam wykopałem piękny okaz, duży prawie jak pięść – opowiada Mirosław Bartkowiak, który był przodowym na koparce Rs-560. – Widziałem, że został rozcięty przez wiadro i szukałem drugiej połowy, ale nie znalazłem. A miał bardzo ładny zielony odcień. Dałem go później komuś w prezencie.
Bursztyn nie miał wtedy jeszcze takiej wartości jak dzisiaj i – jak mówią górnicy – jak się go uzbierało w torebkę od cukru i zaniosło do jubilera, starczało akurat na zakup pół litra wódki. Co niektórzy górnicy zaczynali jednak już wtedy zbierać jantar, zdobywając bardzo w tym pomocną wiedzę i doświadczenie.
Małych nie zbierali
- Około 1985 roku więcej bursztynu pojawiło się na odkrywce Pątnów koło Sławęcina i Goraninka – opowiada Michał Jankowski, obecnie zastępca kierownika robót górniczych na odkrywkach wschodnich (Drzewce i Tomisławice). – Pamiętam jak koparka SRs-1200 na drugim poziomie trafiła na bogatą żyłę, to bursztyn szedł całą dobę. Małych kawałków to już nawet nie zbierali wcale, tylko duże, co najmniej wielkości jajka.
Za jednego z największych znawców bursztynu uchodził na Pątnowie nadsztygar Franciszek Wiński. – Wiedział, gdzie i jak szukać – mówi Mirosław Bartkowiak. - Na zmianie potrafił całkiem sporo tego zebrać.
– Mieliśmy też operatora z sokolim wzrokiem, który jak tylko coś większego mu błysnęło, zatrzymywał czerpaki i już był na taśmie – dodaje Michał Jankowski. - Zbierał tylko większe sztuki. Największy znaleziony okaz, jaki pamiętam, miał wielkość kasku.
Kamień, kamień, kamień...
- Na Lubstowie pierwsze bursztyny pojawiły się, kiedy sprowadziliśmy na dół drugą maszynę SchRs-900 – opowiada Antoni Ochnicki, nadsztygar na Lubstowie. – Orensteina budowali specjaliści z Niemiec, którzy mieli już w zbieraniu bursztynu duże doświadczenie i to oni nam pokazali, że u nas też jest i jak go szukać. Wtedy też, w latach 1983-85, bursztyny zaczęły się pojawiać, ale nie było ich za dużo. Dopiero dziesięć lat później, kiedy podeszliśmy pod cmentarz w Lubstowie, pojawiło się pole bursztynowe. Co chwilę słyszałem przez radio: kamień, kamień, kamień, to się zainteresowałem, co tam się dzieje. Zachodzę pod koparkę, a tam żadnych kamieni nie ma, tylko załoga zamiast kopać, szuka na przenośniku bursztynów. Próbowaliśmy jakoś nad tym zapanować, bo jednak produkcja jest najważniejsza.
W większości to były drobne znaleziska, ale trafiały się również okazy ważące około jednego kilograma. A na początku lat dziewięćdziesiątych cena bursztynu zaczęła iść w górę. – Ale ja szczęścia do bursztynu nigdy nie miałem – tłumaczy Antoni Ochnicki. - Ktoś szedł za mną i znajdował, a ja nie widziałem. To jest podobnie jak z grzybami.
Opłaca się jechać daleko
Dawniej bursztyn skupowało Polsrebro przy Alejach 1 Maja 1, ale sklep już nie istnieje, a wśród prywatnych jubilerów w Koninie zbyt dużego zainteresowania jantarem nie ma. – Kilka lat temu skupiłem w sumie cztery kilogramy i do dzisiaj wykorzystałem zaledwie 200 gram – tłumaczy Zygmunt Jóźwiak, właściciel Goldkramu w Koninie. - Kiedyś byli u mnie z bryłą ważącą trzy kilogramy. Podobno, bo nie ważyłem – moja waga ma skalę tylko do półtora kilograma. Mnie taki bursztyn nie interesuje i z tego co wiem, pojechali z nim do Gdańska.
W Koninie bursztyn można sprzedać po 1000 zł za kg, ale większe kawałki są wyceniane znacznie drożej. – Na pewno opłaca się wywieźć na Zachód, albo chociaż do Kołobrzegu – tłumaczy Zygmunt Jóźwiak.
A może nie widzimy?
Na dwóch najmłodszych odkrywkach bursztynu jest niewiele. - Na Drzewcach nie ma prawie wcale, a na Tomisławicach malutkie kawałki pojawiały się, kiedy zaczynaliśmy zbierać nadkład – tłumaczy Antoni Ochnicki. – Ale nie można też wykluczyć, że go po prostu nie widzimy.
Największe bursztynowe Eldorado było na Jóźwinie w 2005 roku, kiedy koparka nadkładowa Rs-1200 dotarła do bardzo dużego skupiska bursztynu. Trudno ocenić, ile warte są opowieści o olbrzymich zyskach, które stały się udziałem posiadaczy największych okazów. Podobno właściciel 3-kilogramowego kawałka bursztynu dostał za niego 15 tys. zł. Z kolei posiadaczowi kilogramowego kawałka jantaru oferować miano 10 tys. zł. Podobno.
Miliony lat w ziemi
A skąd bursztyn wziął się nad konińskim węglem? - Bursztyn znajdowany w nadkładzie konińskich odkrywek węgla brunatnego to w istocie bursztyn bałtycki, który został przetransportowany w nasze strony przez lodowiec – tłumaczą fachowcy z działu mierniczo-geologicznego konińskiej kopalni.
Zwany dawniej jantarem, bursztyn powstawał przez miliony lat z żywicy sosen. Może mieć kolor jasnożółty do brunatnego, rzadziej bezbarwny, mlecznobiały, niebieski, zielonkawy, czerwony i czarny. Bursztyn bałtycki znaleźć można nie tylko na wybrzeżach Morza Bałtyckiego ale i Północnego oraz w... Czechach i na Słowacji.
Robert Olejnik