Marketystan czy nie?

Turek, miasto marketów? To brednia absolutna – takie słowa padły z ust burmistrza Czapli jeszcze przed tym, jak radni wyrazili zgodę na przyjęcie zmian w planie zagospodarowania przestrzennego.

Grupa turkowskich radnych i część mieszkańców ostro zaprotestowała przeciw temu, aby przy ul. Kaliskiej, na terenie po starej Mirandzie, mógł stanąć kolejny market w mieście. Wśród przeciwników przyjęcia planu, który dopuszcza budowę takiego obiektu byli Romuald Antosik, Mariola Kadrzyńska-Siwek, Tomasz Kwaśny, Janusz Dudek, Andrzej Kwiatkowski i Marian Mirosław Marczewski. Ten ostatni postanowił przypomnieć burmistrzowi, co obiecywał ponad dekadę temu. – W 2002 roku burmistrz powiedział, że kolejny taki obiekt (market) już nie powstanie. Teraz mamy miasto marketów – mówił radny SLD. Odpowiedzi postanowił udzielić Marczewskiemu przedstawiciel pracowni architektonicznej, który stwierdził, że mówienie o tym, że na Kaliskiej powstanie market to nadużycie, bo miejsce przeznaczone jest na handel lub usługi nieuciążliwe. Nie jest zatem przesądzone, że będzie to market. Wykluczone też jednak nie jest.

Bronić tezy, że Turek nie jest miastem marketów postanowił także Zdzisław Czapla. Burmistrz próbował przekonać radnych statystykami. Mówił, że suma powierzchni wszystkich marketów w Turku jest mniejsza niż powierzchnia Ferio w Starym Mieście i zbliżona do powierzchni konińskiej Galerii Nad Jeziorem. W handlu i usługach zatrudnionych jest 28 proc. Mieszkańców, to mniej niż średnia dla województwa i kraju. Co na to sami mieszkańcy? Są podzieleni na tych, którym markety nie przeszkadzają i tych, dla których takie obiekty to jeden z przyczynków do upadku miasta.