Skocz do zawartości

Prześlij nam swoje filmy, zdjęcia czy tekst. Bądź częścią naszego zespołu. Kliknij tutaj!

LM.plWiadomościŻeby pani woźna się nie przewróciła. Wspomnienia z liceum

Żeby pani woźna się nie przewróciła. Wspomnienia z liceum

KONIŃSKIE WSPOMNIENIA

Dodano:
Żeby pani woźna się nie przewróciła. Wspomnienia z liceum
Konińskie Wspomnienia

Od mojej matury minęło już ponad czterdzieści lat, więc z przyjemnością borę udział we wszystkich spotkaniach absolwentów liceum w starym Koninie, żeby spotkać ludzi, z którymi mogę powspominać czas, kiedy bezkarnie mogliśmy sobie pozwolić na robienie głupstw.

Tak było również dwa tygodnie temu, w 160 rocznicę powstania pierwszej szkoły średniej w Koninie. Tej samej, którą w 1924 roku kończył słynny konstruktor pojazdu księżycowego. Kiedy w 1979 roku słuchałem w auli szkolnej Mieczysława Bekkera, który odwiedził wtedy I LO, nie zdawałem sobie sprawy, w jak ważnym wydarzeniu uczestniczę i jak znaczącą dla mojego miasta osobą jest ten niepozorny starszy pan.

Mój kolega... Mieczysław Bekker

Do dzisiaj zachodzę w głowę, dlaczego wiadomość, że oto stoi przed nami konstruktor pojazdu księżycowego, użytego do eksploracji Księżyca podczas misji Apolla, nie zrobiła na nas wrażenia. Może było to efektem przekonania, pobrzmiewającego w wielu komentarzach pod informacjami naszego portalu, że skoro ktoś jest z Konina, to niczego istotnego nie mógł dokonać? Do czego dołożyła się być może nieufność do szkoły postrzeganej jako miejsce, gdzie spędza się nas w jedno miejsce, żeby obwieścić rzeczy najczęściej mało interesujące, a często wręcz rażąco sprzeczne z tym, co sami wokół siebie widzieliśmy.

A już zupełnie bez znaczenia był dla mnie fakt, że kiedyś tam Mieczysław Bekker był uczniem tej samej co ja szkoły. Zbudowany w 1938 roku gmach naszego liceum już wtedy wydawał mi się niebotycznie stary, cóż dopiero mówić o domu Zemełki, w którym nasz gość w 1924 roku - ponad pół wieku wcześniej! - zdawał maturę. Miałem wtedy osiemnaście lat i ich dziesiątki wydawały mi się równie odległe jak całe stulecia. Zresztą sama myśl, że 74-letni pan jest moim szkolnym kolegą, wydawała mi się niedorzeczna.

Po maturze karabin

Co zrozumiałe, zupełnie inaczej patrzyłem na to 34 lata później, kiedy pojechałem do Gdańska na spotkanie ze Stefanem Włodarczykiem, jednym z pierwszych inżynierów zatrudnionych po 1945 roku w konińskiej kopalni a jednocześnie synem właściciela przedwojennej fabryki maszyn rolniczych przy ulicy Słowackiego. Dopiero podczas tej rozmowy dowiedziałem się, że on również kończył moje liceum, tyle że w... 1939 roku. I choć naukę zaczynał w gmachu przy placu Wolności (fot. 1 z 1933 r.), to od 1 stycznia 1938 roku kontynuował ją już w nowym budynku, do którego i ja uczęszczałem i który jest siedzibą szkoły do dzisiaj (na fot. 2 licealiści podczas porządkowania boiska przy nowym gmachu szkoły). I gdzie obaj, choć w różnym czasie, zdawaliśmy maturę.

Rozmowa ze Stefanem Włodarczykiem była dla mnie przeżyciem niezwykłym choćby dlatego, że reformę ministra oświaty Janusza Jędrzejewicza, o której uczyłem się z podręczników historii, on przeżył na własnej skórze i mógł mi opowiedzieć, jak to wyglądało w konińskim liceum, a właściwie gimnazjum, bo tak nazywała się ta szkoła, kiedy do niej poszedł. W jej wyniku ośmioletnie gimnazjum starego typu zastąpione zostało czteroletnim gimnazjum, którego kontynuacją było dwuletnie liceum. Stefan Włodarczyk miał 17 lat, kiedy w maju 1939 roku zdawał maturę (na fot. 3 jego klasa maturalna). A we wrześniu, zamiast przygotowywać się na studia, dostał do rąk karabin i został obrońcą Warszawy.

Muzyk i filmowiec

Za to ze słynnym zdobywcą Oscara Janem A.P. Kaczmarkiem, który jest ode mnie starszy zaledwie o osiem lat, więc w porównaniu do dwóch wymienionych wyżej panów – niemal rówieśnikiem - spotkałem się tylko raz. W 2008 roku mieliśmy okazję przez pewien czas wspólnie cieszyć się ze spotkania koleżanek i kolegów sprzed lat. Niemal w tym samym czasie co słynny kompozytor uczył się natomiast w I Liceum Ogólnokształcącym Andrzej Moś. Co zrozumiałe, nie spotkałem go nigdy w szkole, ale dopiero kilka lat po jej ukończeniu, za to do dzisiaj jest to dla mnie znajomość niezwykle cenna.

Po skończeniu łódzkiej szkoły filmowej Andrzej pracował przez pewien czas jako zastępca kierownika produkcji, później fotoreporter, a kiedy po wprowadzeniu stanu wojennego  został wyrzucony z redakcji - o czym za chwilę - osiadł w Konińskim Domu Kultury jako instruktor filmu, gdzie przez lata opiekował się Amatorskim Klubem Filmowym „Muza”. I to on właśnie polecił mi przed laty Tristana Tomczaka, który jest dzisiaj szefem działu wideo w naszej redakcji. Andrzej Moś zaczynał naukę w liceum w 1967 roku, kiedy – i tu ciekawostka - klasy nie były jeszcze sprofilowane i dopiero w czwartym roku nauki zaczynały się tak zwane fakultety: dla osób myślących o studiach technicznych – z matematyki i fizyki, z chemii i biologii dla wybierających się na studia medyczne oraz z języka polskiego i historii dla humanistów

Od bożyszcza do weryfikatora

Jana Kaczmarka (na fot. 4 drugi od lewej, pierwszy stoi Andrzej Moś) poznał już w „Ósemce”, amatorskim teatrze prowadzonym w liceum przez... nauczyciela matematyki. – Po latach ten sam nauczyciel został sekretarzem Komitetu Wojewódzkiego PZPR i był członkiem komisji weryfikacyjnej, która po wprowadzeniu stanu wojennego w 1981 roku wyrzucała dziennikarzy Przeglądu Konińskiego, w tym i mnie, z pracy – usłyszałem od Andrzeja Mosia. - Ale jako opiekun „Ósemki” był dla nas absolutnym bożyszczem i zrobiliśmy razem kilka bardzo ciekawych spektakli. Podczas pracy nad nimi młodszy ode mnie o rok Janek Kaczmarek też już tam zaczął coś muzycznego robić. To była bardzo fajna towarzyska, pozalekcyjna forma aktywności.

strona 1 z 2
strona 1/2
Potwierdzenie
Proszę zaznaczyć powyższe pole