Skocz do zawartości
Polska

Wybory 2024: Powyborcze układanki. Obywatele się wzmocnią, Adamów dalej wiceprezydentem?

Prześlij nam swoje filmy, zdjęcia czy tekst. Bądź częścią naszego zespołu. Kliknij tutaj!

LM.plWiadomościBo sąsiad nie chciał więcej dzieci. Ta kradzież zelektryzowała całą Polskę

Bo sąsiad nie chciał więcej dzieci. Ta kradzież zelektryzowała całą Polskę

KONIŃSKIE WSPOMNIENIA

Dodano:
Bo sąsiad nie chciał więcej dzieci. Ta kradzież zelektryzowała całą Polskę
Konińskie Wspomnienia

Nazajutrz rano ból w nodze się nasilił, a skóra w tym miejscu wyraźnie się zaczerwieniła. W czwartek zrobił się na niej pęcherzyk jak po oparzeniu, a kiedy pękł, rana nie chciała się goić. W następnych dniach pojawiały się kolejne niepokojące objawy: senność i zmęczenie oraz krwotoki z nosa. Bał się iść do lekarza i przyznać do kradzieży, ale kiedy przeczytał w gazetach, co może mu grozić, powiedział o wszystkim starszemu koledze z pracy.

Na coś się przyda?

Jeszcze tego samego dnia Krzysztof Zgorzelak został umieszczony w konińskim szpitalu powiatowym. Zaintrygowanej nietypowym pacjentem Danucie Kozłowskiej powiedział, że ukradł izotop z ciekawości. Rozmawiająca na ten temat po wielu latach z Jackiem Wiśniewskim ordynator oddziału wewnętrznego pamiętała, że wspominał coś o chęci robienia doświadczeń.

- Myślałem, że się na coś przyda. - Powiedział później jednemu z dziennikarzy. - Bo ja robię w domu różne takie rzeczy, trochę majsterkuję. Zrobiłem już odbiornik tranzystorowy, bo u nas we wsi nie ma światła.

Informująca o wykryciu sprawcy kradzieży i odnalezieniu izotopu Trybuna Ludu tak z kolei przedstawiła jego motywy:

„Jak wynika ze wstępnych dochodzeń prokuratury i MO, kradzieży dokonał robotnik zatrudniony przy budowie siłowni, który był przekonany, że urządzenie to przedstawia dużą wartość materialną”.

Bezcenny pacjent

Jak widać, sam Krzysztof Zgorzelak nie do końca potrafił sensownie przedstawić swoje motywy. Zapewne wstydził się czynu, który najczęściej opisywano w kategoriach głupoty. O pomocy sąsiadowi opowiedział lekarzom Wojskowej Akademii Medycznej w Łodzi, którym ufał chyba najbardziej. I ta wersja jest najczęściej powtarzana w publikacjach przypominających to wydarzenie, być może dlatego, że jest najbardziej atrakcyjna.

A do łódzkiej WAM trafił już 24 września, następnego dnia po umieszczeniu w konińskim szpitalu. Stało się to za sprawą notki w Trybunie, którą przeczytał płk prof. Andrzej Himmel z tej uczelni. To był pierwszy taki przypadek w Polsce, więc w osobie napromieniowanego dziewiętnastolatka trafiała się wojskowym medykom doskonała okazja zdobycia wiedzy i doświadczenia w leczeniu ofiary wybuchu nuklearnego. Z zadaniem przywiezienia cennego pacjenta pojechał do Konina kpt. dr. Kazimierz Trznadel.

Groźba amputacji

Konińscy lekarze z ulgą przekazali pacjenta specjalistom z Łodzi. Nieco gorzej zareagował sam zainteresowany, który na widok munduru przeraził się, że oto przyszli go aresztować. W Akademii Medycznej trafił do izolatki, ponieważ zetknięcie z jakimikolwiek zarazkami dla pozbawionego odporności pacjenta było śmiertelnie niebezpieczne. Żeby chronić go przed infekcją, dostarczano mu nawet sterylną pościel i bieliznę. Wstęp do zajmowanego przezeń pomieszczenia mieli tylko dwaj wymienieni wyżej lekarze i wyznaczone pielęgniarki.

Zanim przystąpiono do leczenia choroby popromiennej, trzeba było sobie poradzić z poparzeniami, które doprowadziły do martwicy na udzie oraz na worku mosznowym i penisie. W tym czasie doszło u Krzysztofa Zgorzelaka do pęknięcia tętnicy udowej. Niewiele brakowało, żeby na tym zakończyło się leczenie i życie chorego, ale na szczęście dla niego do izolatki weszła pielęgniarka, która w porę zatamowała krwawienie. Młodemu człowiekowi groziła amputacja nogi, ale kończynę udało się uratować.

Dostał 20 litrów krwi

Dziewiętnastolatek dostawał olbrzymie ilości antybiotyków, które trzeba było zmieniać co kilka dni. Status specjalnego pacjenta i zainteresowanie przebiegiem leczenia ze strony samego szefa wojskowej służby zdrowia sprawiły, że jego lekarze mieli do dyspozycji wszelkie dostępne wtedy w Polsce medykamenty. Najważniejszym lekiem była jednak krew, którą przetaczano mu nawet dwa razy w tygodniu. W sumie podczas całego pobytu w szpitalu otrzymał jej ponad 20 litrów.

Potwierdzenie
Proszę zaznaczyć powyższe pole