Skocz do zawartości
Polska

Wybory 2024: Powyborcze układanki. Obywatele się wzmocnią, Adamów dalej wiceprezydentem?

Prześlij nam swoje filmy, zdjęcia czy tekst. Bądź częścią naszego zespołu. Kliknij tutaj!

LM.plWiadomościBo sąsiad nie chciał więcej dzieci. Ta kradzież zelektryzowała całą Polskę

Bo sąsiad nie chciał więcej dzieci. Ta kradzież zelektryzowała całą Polskę

KONIŃSKIE WSPOMNIENIA

Dodano:
Bo sąsiad nie chciał więcej dzieci. Ta kradzież zelektryzowała całą Polskę
Konińskie Wspomnienia

Przed każdym podaniem badano dostarczoną krew, mieszając jej próbkę z krwią pacjenta na mikroskopowym szkiełku. Co jakiś czas zdarzało się, że choć dobieraną ją bardzo starannie pod kątem zgodności grup i podgrup, dochodziło do aglutynacji czyli skupiania krwinek biorcy. W takiej sytuacji trzeba było sięgać po inną krew.

Ściśle tajne

Krzysztof Zgorzelak opuścił szpital na początku 1967 roku, a więc po półtora roku leczenia. Co ciekawe po jego pobycie nie ma w dokumentach łódzkiej WAM żadnego śladu. Wszystko było wtedy otoczone ścisłą tajemnicą wojskową. Nie zachowały się nawet egzemplarze „Biuletynu WAM”, w którym rok później ukazał się artykuł pt. „Ostre napromieniowanie irydem 192”. Była to specjalna seria biuletynu, w której publikowano tajne prace. Nie można było na nią trafić w żadnej bibliotece, rozsyłano ją bowiem tylko do tajnych kancelarii w jednostkach wojskowych.

Przez pewien czas pacjent pojawiał się jeszcze w Łodzi na kontrolach, ale kontakt się urwał, kiedy zatrudnił się - jak napisał w kartce, którą wysłał do lekarzy - jako marynarz na statkach dalekomorskich.

Wyrok uchylono

Na szczęście dla siebie sprawca kradzieży irydu nigdy nie stanął przed sądem. Uznano, że sam się wystarczająco ukarał chorobą. Jeszcze kiedy był w szpitalu, w Sądzie Powiatowym w Koninie odbył się proces dwóch pracowników „Energomontażu-Północ” - kierownika laboratorium i radiologa. Pierwszego za niedopełnienie obowiązków i nieprzestrzeganie przepisów skazano w lipcu 1966 roku na dwa lata więzienia, a drugiemu za lekkomyślne pozostawienie defektoskopu na miejscu pracy i narażenie w ten sposób osób postronnych na niebezpieczeństwo napromieniowania wymierzono karę 10 miesięcy aresztu. Obu mężczyznom wykonanie kar zawieszono na cztery lata.

Z takimi wyrokami nie zgodzili się obrońcy, a jednym z nich był znany w Koninie mecenas Tadeusz Antecki, który opowiedział tę historię Jackowi Wiśniewskiemu, umieszczoną przezeń w książce „Wspomnienia konińskiego adwokata”.

„Nasza linia obrony zmierzała do udowodnienia, że oskarżeni nie byli winni karygodnych zaniedbań w przestrzeganiu przepisów bezpieczeństwa i higieny pracy na terenie budowy elektrowni „Pątnów”. Kierownik Leśnik miał raptem niepełne średnie wykształcenie, a Wacław Marciniak, szumnie tytułowany radiologiem, był z zawodu kierowcą legitymującym się zaledwie świadectwem ukończenia szkoły podstawowej. Wiedza obu oskarżonych na temat radiologii była, oględnie mówiąc, znikoma. Trudno także winić ich za to, że zostali obsadzeni na odpowiedzialnych stanowiskach mimo braku odpowiednich kwalifikacji”.

Wobec przegranej w Koninie obrońcy złożyli rewizję w sądzie poznańskim, który rzeczony wyrok uchylił i nakazał wznowienie śledztwa. Prokuratura nigdy go jednak nie podjęła i sprawa na tym się zakończyła.

A jednak...

Pozostaje na koniec wyjaśnić jeszcze jeden wątek tej sprawy, bo nawet po latach wypowiadający się na temat opisanego przypadku lekarze twierdzili, że Krzysztof Zgorzelak pozostał bezpłodny. W 2012 roku w rozmowie z dziennikarzem Gazety Wyborczej profesor Kazimierz Trznadel ujął to tak:

„Izotop zadziałał na niego tak, jak miał zadziałać na sąsiada. Jądra naszego pacjenta zrobiły się mniejsze. Zbadaliśmy nasienie: plemników było nieporównywalnie mniej niż u zdrowego mężczyzny. Do tego były zdeformowane, zupełnie niepodobne do normalnych i niezbyt żywotne. Nie mam wątpliwości, że Krzysztof Zgorzelak nie miał już dzieci”.

Posobną opinię wyraził dziesięć lat temu autor artykułu w Przeglądzie Lekarskim:

„Ciężki przebieg choroby popromiennej u chorego nie był zaskoczeniem zważywszy na fakt, że dawka pochłonięta była taka jak u ludzi oddalonych o około 300 m od Punktu Zero w Hiroszimie. Chory został oczywiście trwale bezpłodny, w odróżnieniu od swojego sąsiada”.

Tymczasem w 1988 roku Jacek Wiśniewski dotarł do Krzysztofa Zgorzelaka, który wyprowadził się kilkadziesiąt kilometrów od rodzinnej miejscowości, gdzie założył rodzinę i... ma kilkoro dzieci. O swojej przygodzie sprzed lat nie chce rozmawiać. Jeśli jeszcze żyje, dobiega właśnie osiemdziesiątki.

PS. W książce Jerzego Mańkowskiego „Najpiękniej umiera gałąź” kradzieży irydu dokonał mężczyzna nazwiskiem Zgorzelak.

Źródła:

Jacek Wiśniewski, Wspomnienia konińskiego adwokata

Adam Czerwiński, Choroba ściśle tajna, w Gazeta Wyborcza z 10 sierpnia 2012

Dziennik Łódzki z 1965 i 1966 r.

Fot. Andrzej Baraniak

strona 3 z 3
Potwierdzenie
Proszę zaznaczyć powyższe pole