Nie tylko pomysły radnego Lipińskiego ożywią koniński rynek
KONIN JEST NASZ
W Koninie od lat trwa dyskusja, jak ożywić wyludniony rynek, na którym więcej można zobaczyć zaparkowanych samochodów, niż spacerujących mieszkańców czy turystów.
W Koninie od lat trwa dyskusja, jak ożywić wyludniony rynek, na którym więcej można zobaczyć zaparkowanych samochodów, niż spacerujących mieszkańców czy turystów.
Gromady dzieci uciekające ze śmiechem przed strumieniami wody, ponad setka osób grzejących się w słońcu przy kawie i ciastku, a na scenie gitarzysta śpiewający turystyczne przeboje czy inni muzyczni wykonawcy. Takiej starówki chcieliby mieszkańcy Konina, a przynajmniej jakaś ich część. Tak też wygląda w ciepłe dni rynek w Kościerzynie na Kaszubach, mieście wielkości Koła. Czy można sprawić, żeby w trzy razy większym Koninie było podobnie?
Nie sposób porównywać walory turystyczne Konina i Kościerzyny, jednego z centrów kultury kaszubskiej, położonej na obrzeżach borów tucholskich i otoczonej przez ponad dwieście jezior. Turystów wokół Kościerzyny jest zdecydowanie więcej niż u nas, ale też mają tam – bliżej lub dalej – tyle miejsc do zwiedzania, że rynek tego niedużego miasteczka (na zdjęciu niżej) to oferta dla tych, którym nie chce się nigdzie jechać. Bo w samej Kościerzynie, poza Muzeum Kolejnictwa, o jakiekolwiek atrakcje raczej trudno.
Ale i wokół Konina, przynajmniej w sezonie letnim, ludzi nie brakuje. Pytanie, czy mają po co przyjechać do naszego miasta? Koniński słup drogowy w świadomości nie tylko mieszkańców Polski, ale również tych przyjeżdżających nad konińskie jeziora czy do Lichenia, nie jest obecny. Ale to temat na osobną analizę.
Dziękujemy za Twoją obecność. Obserwuj nas w Wiadomościach Google, aby być na bieżąco.