Skocz do zawartości

Prześlij nam swoje filmy, zdjęcia czy tekst. Bądź częścią naszego zespołu. Kliknij tutaj!

LM.plWiadomościUniknął Katynia, przeżył niemiecki obóz i bicie przez UB, cz. I

Uniknął Katynia, przeżył niemiecki obóz i bicie przez UB, cz. I

KONIŃSKIE WSPOMNIENIA

Dodano:
Uniknął Katynia, przeżył niemiecki obóz i bicie przez UB, cz. I

To historia o miłości jak z filmowego romansu, którego bohaterowie przechodzą zmienne koleje losu, by wreszcie osiągnąć szczęśliwą stabilizację. I wtedy w ich życie wkracza wojna.

Józef Brudkowski miał 24 lata, kiedy zakochał się w swojej uczennicy (na zdjęciu niżej oboje stoją w najwyższym rzędzie; on po prawej w kapeluszu, ona czwarta na lewo od niego). Rok później, kiedy Irena skończyła szkołę, odbyło się wesele. Wszystko to zdarzyło się w Gosławicach w powiecie konińskim pod koniec lat dwudziestych ubiegłego wieku, a więc prawie dziewięćdziesiąt lat temu. I stanowiło o wiele mniejszą sensacją, niż może nam się wydawać dzisiaj, bo wyjście za mąż w wieku szesnastu lat nie było w Polsce międzywojennej niczym nadzwyczajnym. Rok po ślubie urodził się chłopiec, który – ku rozpaczy rodziców - zmarł jeszcze tego samego dnia.

Modlili się o szybką śmierć

Wkrótce Irena Brudkowska znów zaszła w ciążę, a w sierpniu 1931 r. urodziła się Alusia, jak do niej mówiono w domu. Mieszkali już wtedy w Sławęcinie pod Ślesinem, gdzie Józef Brudkowski został kierownikiem szkoły. Dziewczynka pięknie się rozwijała i życie trzyosobowej rodziny, rozjaśniane jej śmiechem i dziecięcym szczebiotaniem, osiągnęło pełnię szczęścia. Które po półtora roku przerwała błonica, lepiej znana jako krup, prowadząca do opuchnięcia krtani. Objawy choroby nasiliły się nocą, dziecko oddychało z coraz większym trudem, tymczasem zasypane śniegiem drogi uniemożliwiały dotarcie do lekarza w oddalonym zaledwie o pięć kilometrów Ślesinie.

- Rodzice modlili się tylko, aby przeżyła tę koszmarną noc – wspomina opowieść rodziców Jan Brudkowski, którego nie było wtedy jeszcze na świecie. - Mieli nadzieję, że z nastaniem dnia łatwiej będzie przywieźć do niej lekarza saniami. Alusia dusiła się okropnie, nie mogąc zaczerpnąć powietrza. Rodzice w końcu wpadli w drugą skrajność i zamiast prosić Boga o wyzdrowienie, zaczęli modlić się o szybką i lekką śmierć, aby tylko tak strasznie nie cierpiała.

strona 1 z 3
strona 1/3
Potwierdzenie
Proszę zaznaczyć powyższe pole