Skocz do zawartości

Prześlij nam swoje filmy, zdjęcia czy tekst. Bądź częścią naszego zespołu. Kliknij tutaj!

LM.plWiadomościUniknął Katynia, przeżył niemiecki obóz i bicie na UB, cz. II

Uniknął Katynia, przeżył niemiecki obóz i bicie na UB, cz. II

KONIŃSKIE WSPOMNIENIA

Dodano:
Uniknął Katynia, przeżył niemiecki obóz i bicie na UB, cz. II

To historia o miłości jak z filmowego romansu, którego bohaterowie przechodzą zmienne koleje losu, by wreszcie osiągnąć szczęśliwą stabilizację. I wtedy w ich życie wkracza wojna.

Powrót z sowieckiej niewoli (jak się w niej znalazł, opowiada pierwsza części tej historii) zajął Józefowi Brudkowskiemu trzy miesiące. Kiedy dotarł do Sławęcina, okazało się, że jego rodzina właśnie jest wysiedlana do Biskupia, wsi położonej pięć kilometrów od Ślesina. – Kujatowie byli Niemcami, a żaden Polak nie mógł wtedy mieszkać pod jednym dachem z Niemcem – wspomina Jan Brudkowski. 

Przy taśmie z amunicją

Z Biskupia Brudkowscy przenieśli się do Ślesina, gdzie pan Józef prowadził księgowość sklepikarzom, a po pewnym czasie podjął pracę na przystanku wąskotorówki w Półwiosku Starym. Kiedy dostał pracę inkasenta należności za energię elektryczną, rodzina przeniosła się do Malińca. Jesienią 1943 r. Józef Brudkowski dostał wezwanie do Arbeitsamtu w Koninie, który wysłał go do przymusowego obozu pracy przy fabryce amunicji w Poznaniu. – Kiedy po roku przyjechał do domu na przepustkę, ledwie go poznaliśmy – wspomina Jan Brudkowski.

- Postarzał się co najmniej o dziesięć lat, był krańcowo chudy i miał bardzo zapadnięte oczy (co widać choćby na załączonym obok zdjęciu, zrobionym tuż po wojnie – dop. red.). Nie zdawaliśmy sobie sprawy, że już wtedy był chory na gruźlicę.

W styczniu 1945 r. wojska radzieckie uwolniły więźniów obozu pracy, ale nie było żadnej komunikacji, więc Józef Brudkowski postanowił wrócić do domu pieszo. Do pokonania miał około 110 kilometrów, toteż bardzo się ucieszył, kiedy w napotkanym po drodze domu został nie tylko nakarmiony, ale i obdarowany rowerem. Radość nie trwała jednak długo, bo po przejechaniu kilku kilometrów został zatrzymany przez pijanego krasnoarmiejca, który zażądał wydania pojazdu. Pieszo dotarł do domu dopiero po tygodniu.

Powrót do Gosławic

Po kilku dniach odpoczynku Józef Brudkowski udał się do Konina i poprosił o przydział do Gosławic, gdzie prawie dwadzieścia lat wcześniej rozpoczął pracę nauczyciela, a później poznał swoją żonę.

strona 1 z 3
strona 1/3
Potwierdzenie
Proszę zaznaczyć powyższe pole