Lisy grasują w Łężynie. Mieszkańcy boją się wychodzić z domów
Lisy terroryzują mieszkańców jednej z ulic w Łężynie. Niestety wszyscy w tej sprawie bezradnie rozkładają ręce. - Trzeba się przyzwyczaić – mówią.
Przechadzające się między blokami, siedzące pod choinkami, czy maszerujące spokojnie przez ulicę. Nikogo i niczego się boją. Za to boją się ich mieszkańcy ul. Nowiny w Łężynie.
- Codziennie ktoś je tu widzi. Rano, około godz. 5:00 mijałam się z jednym w drodze do garażu. Człowiek się boi śmieci wyrzucić, żeby nie wyskoczył na niego lis. To niebezpieczne zwierzęta. Mam kota i jak go lis zaatakuje to może przynieść jakąś chorobę do domu – mówi jedna z mieszkanek.
- W poprzednich latach to było sporadyczne. Tej zimy są bardzo widoczne. I to nie jest na pewno jeden, czy dwa lisy – dodaje inna.
Podczas ostatniej sesji Rady Miasta Konina problem mieszkańców Łężyna naświetlił radny Marek Cieślak.
- To niepokojące. Lisy się nie boją ludzi. Mieszkaniec wychodząc z klatki, próbował odgonić lisa, ale on nie reagował. Problem zaczyna narastać, dlatego złożyłem wniosek do prezydenta i służby miasta się tym zajmą – mówi Cieślak.
Prezydent Józef Nowicki podkreślił wówczas, że sprawą najpewniej zajmie się powiatowy lekarz weterynarii. Tymczasem Ireneusz Szefliński twierdzi, że nie jest to w jego gestii.
- Jeśli chodzi o zwierzęta dzikie, które się inaczej zachowują niż wcześniej, ale nie wynika to z choroby i nie stwarzają zagrożenia, nas to nie dotyczy – mówi Szefliński. - Faktycznie obserwuje się, że dzikie zwierzęta lgną do siedzib ludzkich. Jeśli lisy nie mogą zdobyć pożywienia w środowisku naturalnym, a łatwo jest je znaleźć w sąsiedztwie ludzi, bo wyrzucane są resztki, lub odpadki są źle zabezpieczone to podchodzą coraz bliżej. Szansą na pozbycie się tych dzikich zwierząt jest wykluczenie możliwości korzystania ze stołówki, czyli śmietników. A poza tym nie można traktować lisów jak przyjaciół. Postraszenie ich jest informacją, że jak się zbliży to coś mu grozi. Taka naturalna granica międzygatunkowa jest potrzebna – dodaje.
Zdaniem powiatowego lekarza weterynarii jedyną bronią na lisy jest edukacja i uświadamianie ludzi. Odławianie dzikich zwierząt załatwić sprawę może jedynie na chwilę. Nawet jeśli to nie wiadomo kto miałby to zrobić. Przedstawiciele Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami w Koninie twierdzą, że to nie ich zadanie, a myśliwi, że to nie teren łowiecki. Skorzystać można jedynie z pomocy strażników miejskich, ale tu potrzebny jest ktoś kto weźmie odpowiedzialność (również finansową) za wypożyczony do „specjalnego zadania” sprzęt.
- Mamy dwie żywe pułapki, które specjalnie zostały zakupione do takich celów. Chętnie je wypożyczamy, ale na odpowiedzialność wypożyczającego. Jak się lisek złapie to możemy go nawet wywieźć do lasu – mówi Mieczysław Torchała, komendant Straży Miejskiej w Koninie. - Musimy się przyzwyczaić, że te dzikie zwierzęta zbliżają się do naszych posesji, bo to my zawłaszczamy ich teren. To nie tylko problem Konina – dodaje.