Skocz do zawartości

Prześlij nam swoje filmy, zdjęcia czy tekst. Bądź częścią naszego zespołu. Kliknij tutaj!

LM.plWiadomościKonin bez galerii handlowych, czyli zakupy pięćdziesiąt lat temu

Konin bez galerii handlowych, czyli zakupy pięćdziesiąt lat temu

KONIŃSKIE WSPOMNIENIA

Dodano:
Konin bez galerii handlowych, czyli zakupy pięćdziesiąt lat temu

Zapach mielonej kawy w Delikatesach i smak perełek, kupowanych w Społemce, to pierwsze moje skojarzenia, kiedy myślę o sklepach w nowym Koninie sprzed pół wieku.

Wiosną 1968 r. mieszkałem w jednym z bloków, wybudowanych podczas wojny dla niemieckich kolejarzy. Choć miałem wtedy dopiero siedem lat, byłem już wysyłany przez dorosłych po drobne zakupy do pobliskich sklepów.

Po żur do Sypniewskiego

Najczęściej chodziłem do drewnianego kiosku warzywniczego, który stał między pierwszym z kolejowych budynków a szczytem bloku Energetyka 1. Na początku lady, która znajdowała się na lewo od wejścia, stało wiadro z żurem. To po niego wysyłano mnie najczęściej do zielonego sklepiku, bo warzywa czy owoce mieliśmy własne, hodowane w ogródku między kolejowym przedszkolem (teraz mieści się tam sklep Bartosz), a dzisiejszą pocztą. Po żur chodziło się z kanką, metalowym naczyniem z pokrywką i rączką do noszenia. Pan Sypniewski, właściciel sklepu, napełniał ją przy pomocy nietypowej chochli, przypominającej wąski garnuszek z doczepionym uchwytem. Nie wiem, czy pan Sypniewski rzeczywiście był wysoki, ale takim go ze swojej dziecięcej perspektywy zapamiętałem – odzianego w niebieski fartuch, wiecznie w ruchu, energicznego i sympatycznego człowieka.

Zanim otwarto Supersam

Po drugiej strony ulicy Energetyka usadowiła się jego konkurencja – targ owocowo-warzywny. Do dzisiaj pamiętam zapach jabłek, gwar rozmów i kręcących się między straganami ludzi. Większość towaru dowożona była na miejsce wozami, zaprzęgniętymi w konie, które stukały podkowami po kocich łbach, czyli kamieniach, którymi wybrukowana była wtedy ulica Kolejowa.

Zresztą zaraz obok targowiska, w zabudowaniach gospodarczych kamienicy państwa Sroczyńskich, trzymał swojego konia i wóz pan Stanisław, który objeżdżał Konin i zbierał złom, szmaty i inne surowce wtórne. Od frontu tejże kamienicy funkcjonował nieduży prywatny sklepik, ale pod koniec lat sześćdziesiątych chodziło się już na zakupy do nowych, otwartych na początku dekady, sklepów przy Dworcowej i Alejach 1 Maja.

Przy czym nie było jeszcze wtedy Domów Towarowych „Centrum” ani nawet długaśnego pawilonu z Supersamem. Sklepy mieściły się na parterze trzech bloków przy Alejach (1, 3 i 11) oraz dwóch przy Dworcowej (6 i 8). Zakupy robiło się również w pawilonach przy ulicy Błaszaka i położonym po drugiej stronie tej ulicy bloku.

Perełki w Społemce

Tam właśnie robiliśmy zakupy przed moją pierwszą wyprawą do szkoły, ponieważ w pierwszym od strony ulicy Górniczej lokalu znajdował się jedyny w nowym Koninie sklep papierniczo-zabawkarski. Często tam bywałem, bo pracowała w nim Krystyna Sobczak - siostra mojej babci Cecylii. Ciotka nie pozwalała mi bawić się w sprzedawcę, ale przynajmniej mogłem nacieszyć się zapachem papieru, ołówków i kredek. A przy okazji namówiłem ją zawsze na zakup perełek w „Społemce”, sklepie cukierniczym, mieszczącym się po drugiej stronie ulicy Błaszaka (na fot. obok).

strona 1 z 3
strona 1/3
Konin bez galerii handlowych, czyli zakupy pięćdziesiąt lat temu
Konin bez galerii handlowych, czyli zakupy pięćdziesiąt lat temu
Potwierdzenie
Proszę zaznaczyć powyższe pole