Stare Miasto. Ortograficzne pułapki w medialnym temacie
Uczniowie, nauczyciele, pracownicy Urzędu Gminy, dziennikarze i seniorzy rywalizowali w środę w Gminnym Sprawdzianie Ortograficznym ,,Gżegżółka" w Starym Mieście.
W ortograficznych zmaganiach brały udział trzyosobowe zespoły. Tematem przewodnim tegorocznego dyktanda były media, stąd oprócz samego sprawdzianu ortografii i interpunkcji uczestnicy mogli spróbować swoich sił w quizie wiedzy o mediach oraz zadać pytania dziennikarzom lokalnych mediów, którzy opowiadali o swojej pracy.
Trzyosobowy zespół dziennikarzy w składzie Arleta Janiak (TV Wielkopolska), Bartosz Skonieczny (LM.pl) oraz Sławomir Zasadzki (Radio Poznań) w ortograficznej rywalizacji poradził sobie całkiem nieźle, zajmując ostatecznie drugie miejsce na dwanaście startujących zespołów. Zwyciężyli nauczyciele ze Szkoły Podstawowej w Żychlinie. Najlepsze drużyny otrzymały nagrody książkowe, a wszyscy uczestnicy - pamiątkowe dyplomy.
Organizatorem sprawdzianu była Szkoła Podstawowa im. gen. Józefa Bema w Starym Mieście. Tekst dyktanda ułożył natomiast Zbigniew Budny z Centrum Doskonalenia Nauczycieli w Koninie.
Tekst dyktanda:
Mass media i social media – niedośmieszna nasza komedia
Homo sapiens, ale i homo communicus, albowiem wymiana informacji to jeden z najniezbywalniejszych atrybutów rodzaju ludzkiego. Aby coraz skuteczniej przekazywać swoje myśli i wyrażać emocje, człowiek nolens volens doskonalił narzędzia komunikacyjne, aż osiągnął stan, w którym jak uczniowi czarnoksiężnika wymknęły się one spod kontroli i niczym wyalienowany ciemięzca z cicha pęk nacierają na swego arcystwórcę huzia na Józia. I nie są to żadne strachy na Lachy ani złowróżbne wieszczenia współczesnej jakiejś Kasandry z dwudziestopierwszowiecznej [XXI-wiecznej] belle époque, ponieważ moloch cyfrowo-internetowego uniwersum nie na niby i nie półserio, raczej w dwójnasób niż co nieco narzuca użytkownikom zhomogenizowane paradygmaty międzyludzkich relacji. Wprawdzie oferuje im niewiarygodny zasięg i nieprawdopodobną łatwość komunikacji, lecz równocześnie spłaszcza ich inwencję i unifikuje gust, schlebiając ich predylekcji do nicnierobienia i hołubiąc wystandaryzowane wzorce. Oto hipotetyczny finalny produkt hipermasowej medialnej maszynerii: dajmy na to pół Niemiec, pół Francuz, czyli tak mniej więcej ćwierć-Europejczyk, na pewno nie z Miami czy Kalifornii, niewykluczone, że z Westfalii bądź Prowansji, trochę nerd i ścichapęk, budujący image na kontestowaniu zasad savoir-vivre’u, gros czasu spędzający na ludycznych hockach-klockach, których clou stanowi często jakieś krzykliwe novum z obrzeży technologii informatycznych. Jeśliby taki wyabstrahowany globalny interlokutor zapragnął rendez-vous, niekoniecznie pofatygowałby się na spotkanie tête-à-tête i tańczenie jive’a, równie dobrze mógłby poprzestać na wirtualnej koincydencji w sieci, wpółleżąc ze smartfonem przy uchu bądź też pół siedząc, pół klęcząc przy klawiaturze i myszce. Inspiracja nie przyszłaby z zaświatów ani znikądinąd.