Do Reymondów przyjechali goście z konińskiego undergroundu
KONIŃSKIE WSPOMNIENIA
Nie sądzę, żeby państwo Reymondowie byli zadowoleni z koncertu, jaki w piątek odbył się w największym pomieszczeniu na parterze ich domu w Koninie. Bo muzyka zespołu Blimp to była solidna dawka undergroundu, o jakim przed wojną nie śniło się najbardziej nawet postępowym mieszkańcom grodu nad Wartą.
Każda epoka ma swoich outsiderów i dziwaków, których mało kto albo wręcz nikt nie rozumie. I tylko nieliczni przebijają się na szczyty, stając się z czasem prekursorami nowych prądów w sztuce. Konin też miał takich, choć o powszechnie znane nazwiska raczej trudno.
Blimp
Wystawę i koncert, poświęcony historii konińskiego undergroundu, zorganizował Mariusz Harmasz, pomysłodawca trzyletniego projektu „Wczasy w Koninie”, który otworzył przed mieszkańcami Konina drzwi domu Reymondów. I jak sam zastrzegł, zaprezentowane zdjęcia i grafiki to tylko wycinek tego, co na temat konińskiej sztuki niekonwencjonalnej można powiedzieć i pokazać.
Najwięcej pamiątek pochodziło z lat dziewięćdziesiątych, w których działał również zespół Blimp, jako pierwszy w Polsce grający post-rocka. Zafascynowani dokonaniami między innymi King Crimson, że poprzestanę na wymienieniu najbardziej znanej z inspirujących ich formacji, Radosław Dziubek (elektronika, perkusja) i Jacek Wanat (bas, smyczki) nagrali w 1994 roku materiał na swoją pierwszą płytę „Kruk”, wydaną później przez wytwórnię Obuh Records. W miniony piątek w domu Reymondów oprócz dwóch wymienionych muzyków wziął jeszcze udział Michał Giżycki, grający na klarnecie i klarnecie basowym.
Zachodnie miazmaty
Piątkowe spotkanie w domu Reymondów było raczej próbą zasygnalizowania, że w Koninie byli i są ludzie, uprawiający sztukę, którą można zakwalifikować jako undergroundową. Sądzę, że kronika działań takich twórców zostanie dopiero napisana, choć pierwsze kroki poczynił już Andrzej Majewski, autor obszernego i solidnie udokumentowanego opracowania „Muzyka w moim mieście”.