Mała Hania potrzebuje pomocy. Cierpi na rzadką chorobę stóp
Hania urodziła się zaledwie kilka dni temu, a jej rodzice już walczą o przyszłość córki. Dziewczynka przyszła na świat ze stopami końsko-szpotawymi, z j. angielskiego - clubfoot.
Ciąża mamy Hani przebiegła bez zarzutów. Kobieta była pod stałą opieką lekarza i nic nie wskazywało, że upragnione, pierwsze dziecko państwa Urbańczyków będzie miało jakąkolwiek wadę wrodzoną. Pani Natalia dobrze zniosła poród i 26 stycznia tego roku na świecie pojawiła się Hania.
- Byliśmy przeszczęśliwi - wspomina Marek Urbańczyk.
Szczeście zaczęło mieszać się ze strachem, kiedy okazało się, że maleńka Hania cierpi na rzadką chorobę. Objawia się ona tym, że stopy dziecka są skierowane do wewnątrz.
 - Żona bardzo dobrze zniosła tą wiadomość. Nastawiła się, że będzie dobrze. Ja byłem w szoku. Płakałem w domu, ale na drugi dzień stwierdziłem, że trzeba działać. Nie chcemy nikogo oskarżać, winić lekarza prowadzącego, bo to niczego nie zmieni - mówi pan Marek. - Wpisałem nazwę choroby w internet i znalazłem Fundację im. Ignacego Posetiego. Tam było przekierowanie do zamkniętej grupy w mediach społecznościowych, którą założyła pani Monika. Jej synek też się urodził z tą chorobą. Z tej strony dowiedziałem się, że najlepiej byłoby jechać do Wiednia - dodaje.
Tam, w Szpitalu Ortopedycznym w Speising dzieci leczone są „Metodą Ponsetiego”, która jest najpopularniejsza i najmniej inwazyjna. Maluchy nie przechodzą operacji, ani rehabiltacji. Leczenie odbywa się etapowo. Najpierw pacjent przechodzi serię 5 - 7 gipsowań. Są one wykonywane co tydzień.
- Te gipsowania muszą być zrobione dokładnie. W Polsce zdarzało się, że dzieci były gipsowane nawet 22 razy i nie przynosiło to rezultatu. Chodzi o powrót do naturalnego ułożenia stóp - mówi Marek Urbańczyk. - Drugi etap to tenotomia, a potem gips i szyny derotacyjne - dodaje.
Rodzina nie ma jeszcze wyznaczonego terminu konsultacji w Wiedniu. Wiadomo, że leczenie powinno się rozpocząć po 28. dniu życia dziecka. Państwo Urbańczyk mają zatem na zorganizowanie się niecały miesiąc. Stąd tak szybka zbiórka na platformie pomagam.pl.
- Mamy odłożone pieniądze, ale tak naprawdę nie wiemy ile całe leczene będzie kosztowało. Myślałem, że sobie z tym wszystkim poradzę sam, ale koleżanka z pracy, której bardzo dziękuję za pomoc, powiedziała mi, żebym schował dumę do kieszeni i zorganizował zbiórkę - mówi pan Marek. - Potrzebujemy tych pieniędzy na konsultacje, gipsowania, ale też całą logistykę. Musimy być tak przygotowani, żeby wystarczyło nam środków na cały okres leczenia Hani, a to będzie kilka lat. Jeśli pieniędzy nam zostanie to przekażemy je na inne potrzebujące dziecko - dodaje.
Celem zbiórki jest 25 tys. zł. Na koncie Hani jest już ponad połowa potrzebnej kwoty. Rodzice mają nadzieję, że konsultacje uda się ustalić na koniec lutego lub początek marca.
- Boję się tego Wiednia, ale wiem, że to jedyne sluszne i najlepsze rozwiązanie - mówi Marek Urbańczyk. - Zakładamy, że z Hanią wszystko będzie dobrze. Głowę ma zdrową, serduszko też, a stopy wyprostujemy - dodaje.
fot. archiwum prywatne
Dziękujemy za Twoją obecność. Obserwuj nas w Wiadomościach Google, aby być na bieżąco.