Milion złotych możemy zaoszczędzić likwidując miejskie spółki

Prezydent Piotr Korytkowski odpowiedział na facebooku na zarzuty, postawione między innymi w moim artykule  „Prezydentom wciąż jest mało, więc dorabiają w... Świebodzinie”.

„Rady nadzorcze istniały i będą istnieć”, „zasiadanie w nich nie jest niczym nadzwyczajnym i sprzecznym z prawem”, a „za decyzje władz spółki członkowie rad nadzorczych ponoszą odpowiedzialność osobistą i majątkową”. Poza tym „lepiej współpracuje się z ludźmi, do których ma się zaufanie” i dlatego „wskazałem na członków rad nadzorczych w Koninie znanych mi z zaangażowania w pracę samorządowców”. – To esencja jego wywodu (tutaj link do całego wpisu).

W jednej przynajmniej kwestii ja się z panem prezydentem muszę zgodzić. Wszystko to jest zgodne z prawem i w swoim poprzednim tekście wprost o tym pisałem. Problem leży jednak zupełnie gdzie indziej. Otóż kiedy zarzucono prezesowi Najwyższej Izby Kontroli, powołanemu na to stanowisko przez PiS, że wynajmuje swoją krakowską kamienicą znanemu suterenowi, który zorganizował w niej pokoje na godziny, Marian Banaś też się tłumaczył, że nie złamał prawa. Bo nie złamał! A jednak mało kto kwestionuje dzisiaj fakt, że „afera Banasia” zatrzęsła posadami państwa i o mało nie doprowadziła do upadku układu rządzącego.

Zgodne z prawem jest również zatrudnienie w Narodowym Banku Polskim żony prezentera TVP Info. Etat dla niej znalazł się zaraz po tym, jak Jarosław Jakimowicz zaczął publicznie wychwalać rządy PiS. Już z daleka brzydko to pachnie, ale żadnego złamania prawa nie da się tu znaleźć.

Jeśli Piotrowi Korytkowskiemu nie podoba się pisowski nepotyzm w NBP, czy szemrane interesy prezesa NIK, powinien też zrozumieć niezadowolenie opinii publicznej z tego, że powołał do rady nadzorczej MZGOK burmistrza Kępna a burmistrza Buku do PGKiM, a obaj panowie – co jest odczytywane jako wymiana przysług - obdarzyli prezydenta Konina takimi samymi stanowiskami w Towarzystwie Budownictwa Społecznego w Kępnie i Zakładzie Gospodarki Komunalnej w Buku.

Za powołaniem do rad nadzorczych konińskich spółek komunalnych tych a nie innych ludzi stoi – jak twierdzi prezydent – zaufanie, bo lepiej współpracuje się z ludźmi, do których się je ma. Wynika z tego, że wokół Piotra Korytkowskiego takich ludzi brakuje na tyle dotkliwie, że musi ich szukać w Kępnie i Buku (sto kilometrów od Konina) a nawet Świebodzinie (dwieście kilometrów od Konina). I tak się składa (co za traf), że burmistrzowie tych miejscowości mają podobne problemy z ludźmi godnymi zaufania w swoim najbliższym otoczeniu i znaleźli ich dopiero w Koninie!

Ale to nie wszystko, bo jeszcze dobitniej istotę funkcjonowanie i potrzebę istnienia rad nadzorczych obnaża przypadek państwa Zawilskich. Otóż w marcu 2019 roku Janusz Zawilski wystąpił z klubu radnych PO i zaczął głosować inaczej, niż jego dotychczasowi koledzy partyjni. Dla wszystkich było oczywiste, że jest to spowodowane usunięciem jego żony z rady nadzorczej spółki zarządzającej Hotelem Konin. Straciła ją, bo weszły w życie przepisy zabraniające najbliższym krewnym radnych zasiadania w spółkach takiej radzie podlegających. Po pół roku negocjacji Janusz Zawilski zrezygnował z mandatu w zamian za wartą grubo ponad 15 tys. zł (brutto) miesięcznie prezesurę tej samej spółki, z której rady nadzorczej jego żona została usunięta. Wtedy też Maria Zawilska dostała wart ponad 2 tys. zł (to kwota sprzed trzech lat, nie znam aktualnej) fotel wiceprzewodniczącej rady nadzorczej PGKiM. Jako pedagog na pewno doskonale zna się na gospodarce komunalnej!