Gmina zapłaci za błędy wójta
W ubiegłym tygodniu w Sądzie Pracy wójt Kawęczyna i pani Wiatrowska zawarli ugodę, kończącą niespełna dwuletnią batalię nie tylko o stanowisko pracy, ale też o honor. Zacznijmy jednak od początku. W połowie marca 2008 roku został ogłoszony konkurs na stanowisko dyrektora Zespołu Szkół w Kowalach Pańskich. Kandydatkami na to stanowisko były dotychczasowa dyrekor szkoły Magdalena Wiatrowska i Halina Kurzawa-Piechota, która już wcześniej pełniła funkcję dyrektora w Kowalach. Wygrała wówczas pani Wiatrowska, jednak – mówiąc w skrócie – ze względu na nieprawidłowości przy wyborze członków komisji, wyłaniającej dyrektora, konkurs unieważniono. O unieważnieniu konkursu sama zainteresowana, czyli Magdalena Wiatrowska, dowiedziała się jednak nie od wójta, a od dziennikarzy.
Rozpisano nowy konkurs, w którym znów zwyciężyła pani Wiatrowska, ale wójt po raz kolejny znalazł sposób, aby przeciwstawić się nowemu dyrektorowi. Otóż stanowisko zostało powierzone nie na pięć lat, tak jak zapisano to w ustawie, ale na rok. Wójt tłumaczył, że jest to spowodowane pewnymi nieprawidłowościami. Kuratorium uznało jednak, że żadne przeszkody nie występują i złożyło skargę na wójta do wojewody, który potwierdził, że stanowisko powinno zostać powierzone na pięć lat. Sprawa trafiła w końcu do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego, gdzie również uznano argumenty Jana Nowaka za bezzasadne. Wójt zatem po raz kolejny powierzył stanowisko dyrektora szkoły pani Wiatrowskiej i - tu niespodzianka - po raz kolejny na okres jednego tylko roku.
Latem tego roku ogłoszono nowy konkurs, jednak nie wystartowała w nim już pani Magdalena. Nie oznacza to bynajmniej końca tej historii – sprawa znalazła swój finał przed sądem pracy. Magdalenie Wiatrowskiej należał się bowiem ekwiwalent pieniężny za cztery lata pracy na stanowisku dyrektora, których skutecznie pozbawił ją pan wójt. Zawarto ugodę, której suma opiewa na 13 tysięcy złotych. – Jak w każdej ugodzie, tak i w tej jest odcień kompromisu – komentuje Jan Nowak. Czy uważa, że do rozwiązania sprawy niezbędne było spotkanie się przed sądem? – Na początku myślałem, że postępuję słusznie. Po rozstrzygnięciu sądów to się zmieniło. Nikt do końca nie jest zadowolony, ale sytuacja jest taka jaka jest i tyle – mówi wójt.
Szkoda tylko, że za sytuację taką, jaka jest, zapłaci nie Jan Nowak z własnego portfela, ale wójt Jan Nowak z gminnego budżetu.
Dziękujemy za Twoją obecność. Obserwuj nas w Wiadomościach Google, aby być na bieżąco.