Muzeum
Z rąk do rąk
Dodano: , Żródło: LM.pl
Młodzi ludzie chcieli szybko zarobić, więc zaczęli hodować konopie indyjskie. Taki sam plan miała inna grupa, która sadzonki ukradła i dbała jak o własne. Wszyscy skończyli w ten sposób – w policyjnym areszcie.
Młodzi ludzie chcieli szybko zarobić, więc zaczęli hodować konopie indyjskie. Taki sam plan miała inna grupa, która sadzonki ukradła i dbała jak o własne. Wszyscy skończyli w ten sposób – w policyjnym areszcie.
Młodych ludzi w wieku od 18 do 25 lat słupeccy policjanci zatrzymali na początku lipca. Teraz znane są już okoliczności nielegalnego działania amatorów maryśki. Okazało się, że sadzonki konopi przechodziły z rąk do rąk. Zaczęło się od kilku kolegów, którzy chcieli szybko zarobić duże pieniądze. Wpadli więc na pomysł, że zaczną samodzielnie uprawiać konopie. Kupili nasionka, wybrali dogodne miejsce w lesie i dbali o swój „ogródek” najlepiej jak umieli. Policjantom tłumaczyli później, że uprawa przeznaczona była jednak wyłącznie na własny użytek. Pewnego dnia młodzi mężczyźni odkryli, że część dochodowej plantacji zniknęła. Najpierw było to tylko kilka krzaczków, ale później przepadły wszystkie.
Właściciele ograbionej uprawy rozpoczęli drobiazgowe poszukiwania. Odkryli, że rośliny zostały wytropione przez inną grupę zapalonych hodowców tego gatunku. Pomocną dłoń wyciągnęli policjanci i zatrzymali wszystkich miłośników marihuany. W trakcie kolejnych przesłuchań odnajdywano krzaczki schowane m.in. w pomieszczeniach gospodarczych. W sumie policjanci znaleźli 87 roślinek, z których część zdążyła uschnąć pozbawiona troskliwej opieki właścicieli. Gdyby jednak całość plonów udało się wprowadzić na rynek, ich wartość sięgnąć mogła nawet 200 tysięcy złotych. Teraz dziewięciu domorosłych hodowców konopi czeka do dwóch lat więzienia.
Młodych ludzi w wieku od 18 do 25 lat słupeccy policjanci zatrzymali na początku lipca. Teraz znane są już okoliczności nielegalnego działania amatorów maryśki. Okazało się, że sadzonki konopi przechodziły z rąk do rąk. Zaczęło się od kilku kolegów, którzy chcieli szybko zarobić duże pieniądze. Wpadli więc na pomysł, że zaczną samodzielnie uprawiać konopie. Kupili nasionka, wybrali dogodne miejsce w lesie i dbali o swój „ogródek” najlepiej jak umieli. Policjantom tłumaczyli później, że uprawa przeznaczona była jednak wyłącznie na własny użytek. Pewnego dnia młodzi mężczyźni odkryli, że część dochodowej plantacji zniknęła. Najpierw było to tylko kilka krzaczków, ale później przepadły wszystkie.
Właściciele ograbionej uprawy rozpoczęli drobiazgowe poszukiwania. Odkryli, że rośliny zostały wytropione przez inną grupę zapalonych hodowców tego gatunku. Pomocną dłoń wyciągnęli policjanci i zatrzymali wszystkich miłośników marihuany. W trakcie kolejnych przesłuchań odnajdywano krzaczki schowane m.in. w pomieszczeniach gospodarczych. W sumie policjanci znaleźli 87 roślinek, z których część zdążyła uschnąć pozbawiona troskliwej opieki właścicieli. Gdyby jednak całość plonów udało się wprowadzić na rynek, ich wartość sięgnąć mogła nawet 200 tysięcy złotych. Teraz dziewięciu domorosłych hodowców konopi czeka do dwóch lat więzienia.
