Konin zbliża się do dna. Potrzeba śmiałych wizji, żeby się odbił
KONIN JEST NASZ

Po raz pierwszy w sześcioletnich dziejach cyklu „Konin jest Nasz” mój tekst wywołał tak ożywioną a co najważniejsze konstruktywną dyskusję. Zawdzięczam ją przede wszystkim Filipowi Walkowiakowi, który skreślił do niego rzeczową polemikę. I to ona poruszyła lawinę głosów.
Zacznę od streszczenia tez mojego polemisty, choć zachęcam do przeczytania tego tekstu w całości. Do jego napisania sprowokowała autora przywołana przez mnie propozycja budowy na Pociejewie parku miniatur sakralnych, która mu się nie spodobała. I ja się w zasadzie z nim zgadzam, bo zanim o tym napisałem, rozmawiałem z Markiem Jaśniewiczem, od którego dowiedziałem się, że podobne przedsięwzięcie w Częstochowie okazało się niewypałem. Ale też pisząc o parku miniatur sakralnych czy muzeum prezerwatyw, nie twierdziłem, że są to gotowe recepty na uczynienie z Konina turystycznej mekki. Były to tylko przykłady myślenia o rozruszaniu naszego gasnącego gospodarczo miasta, które podparłem kilkoma innymi propozycjami podsuniętymi przez Tomasza Kuśmirka.
Filip Walkowiak twierdzi natomiast, że „turystyka, do tego w tak jarmarcznej formie, nie jest odpowiedzią na problemy trawiące nasze miasto”, bo „przychody z turystyki nie są duże i zazwyczaj trafiają do niewielkiej grupy właścicieli hoteli i gastronomii”, o czym świadczy przykład kurortów, wyludniających się poza sezonem”. I z tym akurat się nie zgadzam, bo Konin kurortem nie był i nie będzie, więc wyludnianie się poza sezonem mu nie grozi. Nie chodzi też o to, żeby uczynić z turystyki główną gałąź gospodarki, a raczej żeby wykorzystać potencjał turystów odwiedzających nasz powiat w celu wypoczynku nad jeziorami czy zobaczenia bazyliki w Licheniu.
Zgadzam się natomiast z Filipem Walkowiakiem, że „Konin ma być atrakcyjny dla mieszkańców”, ale nie rozumiem, dlaczego w tym samym zdaniu dodaje, że nie musi być taki „dla turystów wpadających przelotem z autostrady”.
Popieram jego postulat utworzenia „porządnie urządzonych terenów rekreacyjnych dla mieszkańców”, ale czy akurat wzorem poznańskiej Malty - nie wiem. Ale nie wiem przede wszystkim i nie wie tego również Filip Walkowiak, skąd wziąć na nie pieniądze. Bo z drugiej strony słusznie pisze, żeby budować baseny termalne bez gigantomanii („budujmy tak, by nie utonąć w kosztach utrzymania”), ale przecież tereny rekreacyjne też wymagają regularnych nakładów, bo inaczej grozi im degradacja podobna do tej, jaka spotkała piękny niegdyś park przy dworcu kolejowym i wiele innych zaniedbanych obiektów.
Zgadzam się więc z Filipem, że potrzebujemy pięknych terenów rekreacyjnych i wykorzystania wód geotermalnych z głową, a że to wszystko wymaga pieniędzy, nie powinniśmy likwidować giełdy, która jest potrzebna tak samo zarabiającym tam handlowcom, jak i szukającym tańszych towarów mieszkańcom i nie mniej budżetowi miasta, który ma z tego miejsca stały dochód. Zgadzam się też, że barbarzyństwem byłoby zastąpienie jej galerią handlową. A wszystko to powinno służyć połączeniu obu części Konina rozdzielonych doliną Warty.
Ale jak to zrobić?