Maciej Ostrowski spędził dwa tygodnie w dżungli amazońskiej

Tych kilka dni było najbardziej ekstremalnym przeżyciem dla konińskiego radnego. Jak podkreśla, każdego dnia w dżungli musiał wychodzić ze swojej strefy komfortu. Styczność z naturą pozwoliła mu natomiast odkrywać siebie na nowo.

- Odezwały się tam wszystkie zmysły, wzrok i słuch miałem dziesięć razy lepsze niż w Polsce. Tutaj patrzę tunelowo. Jestem skupiony na drodze, na tym co robię. Tam, musiałem nauczyć się dostrzegać wszystko dookoła – mówi Maciej Ostrowski. - Kiedy mieliśmy obozowisko przy rzece, zapytaliśmy przewodnika, czy możemy się w niej wykąpać. Nie kazał nam, bo były tam piranie i kajmany. Uprosiliśmy go jednak, gdy zrobiło się słonecznie. Wtedy zwierzęta odpoczywają. Wypłynęliśmy na środek rzeki. Wyskoczyliśmy do wody. Nawet Beata z nami się kąpała. Byliśmy brudni, spoceni, chcieliśmy się odświeżyć i nie myśleliśmy o piraniach. Za to, gdy weszliśmy do wody to nad nami pojawiło się 15 sępów. Odleciały dopiero, kiedy wyszliśmy z wody. A i muszę powiedzieć, że pirania mnie nie zjadła, ale ja zjadłem piranię – dodaje z uśmiechem.

W dżungli obowiązywała dieta wegańska, ale po powrocie do cywilizacji, podróżnicy próbowali różnych lokalnych przysmaków, w tym piranię. W Leticii trafili też na festiwal kultury amazońskiej, gdzie plemiona etniczne wystawiały swoje pokazy. Tam też na scenie pojawił się Maciej Ostrowski z flagą Konina. Cały wyjazd i przeżycia z nim związane nauczyły radnego kilku rzeczy.

- Żeby doceniać to co się ma i że człowiek w chwilach zagrożenia zawsze sobie poradzi. Taki naturalny instynkt się budzi i człowiek robi rzeczy, o których nigdy by nie pomyślał, że mógłby zrobić. Teraz doceniam, że mogę się wykąpać w ciepłej wodzie, spać w łóżku. To dla mnie nauka, że nie trzeba ciągle dążyć do tego, żeby mieć więcej ale zatrzymać się i zacząć szanować to co się ma – mówi Maciej Ostrowski. - Ta wyprawa wzbudziła we mnie też przekonanie, że jak tylko to możliwe, to powinniśmy żyć z naturą w symbiozie, a nie jak pasożyty. Natura jest potężniejsza od gatunku ludzkiego, ale niestety zdana na naszą łaskę. Tylko od nas zależy, czy kolejne pokolenia będą mogły zobaczyć, to co zobaczyłem. Mam nadzieję, że będą mogły. Wiem, że na pewno wrócę tam odkrywać to, czego jeszcze nie odkryłem – dodaje.

Największe wrażenie na konińskim radnym zrobiły gigantyczne 70 metrowe drzewa, które mają 1000 lat. Niesamowity był dla niego również widok tysięcy świetlików po zachodzie słońca. Jak podkreśla Ostrowski, nie do opisania są też dźwięki dżungli, a jaka w tych okolicznościach była znana podróżniczka?

- Beata Pawlikowska była bardzo życzliwa i ciepła. Wiele godzin z nią rozmawiałem. Zawsze była uśmiechnięta i miła. W dżungli była z nami cały czas. Jadła z nami, odpoczywała z nami, opowiadała o różnych stworzeniach, pokazywała nam ciekawostki. Wiele osób traktowało ją jak gwiazdę i miało problem, żeby się przełamać i traktować ją jak normalną osobę. Ja z nią rozmawiałem o Koninie, który kojarzy jej się z ciepłem, otwartością i dobrą energią oraz o naszych seniorkach. Wręczyłem jej serca wykonane przez seniorki z ODK „Zatorze”. Beata się wzruszyła jak je otrzymała – mówi Maciej Ostrowski.

Podróżniczka nagrała nawet dla zatorzańskich seniorów podziękowania spod największego drzewa w dżungli.

fot. archiwum prywatne Macieja Ostrowskiego