Skocz do zawartości
Polska

Wybory 2024: Kandydaci na radnych gmin, powiatu i miasta. Zobacz, kto się zgłosił! [PEŁNE LISTY]

Prześlij nam swoje filmy, zdjęcia czy tekst. Bądź częścią naszego zespołu. Kliknij tutaj!

LM.plWiadomościOddał córce fragment wątroby. To była szansa na dalsze życie Kai.

Oddał córce fragment wątroby. To była szansa na dalsze życie Kai.

Dodano: , Żródło: LM.pl
Oddał córce fragment wątroby. To była szansa na dalsze życie Kai.

Ma zaledwie 16 miesięcy, a przeszła już dwie ciężkie operacje. Kaja Stankiewicz zmagała się z atrezją, czyli zarośnięciem dróg żółciowych. Konieczny był przeszczep wątroby. Część swojego organu córce oddał tata. Dzięki temu Kaja żyje, ale do końca życia będzie się zmagać z chorobą. Leczenie dziewczynki jest kosztowne. Na nie już jutro (12 września) wolontariusze będą zbierać środki podczas dożynek w Barczygłowie, gm. Stare Miasto.

Kaja urodziła się jako zdrowa dziewczynka. Jak opowiada jej tata – Adam Stankiewicz, dostała 10 na 10 w skali Apgar.

- W takim szczęściu trwaliśmy przez dwa czy trzy tygodnie. Zaniepokoiła nas żółtaczka, która nie schodziła. Zrobiliśmy badania i kiedy przyszły wyniki, odebraliśmy telefon z przychodni, że mamy jechać z dzieckiem do szpitala. Przy kolejnych badaniach okazało się, że sytuacja jest bardzo nietypowa i od razu przekierowano nas do Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie – mówi Adam Stankiewicz. - Zapaliło nam się czerwone światło, że coś jest nie tak. Jeszcze nie wiedzieliśmy jak bardzo – dodaje.

Po około miesiącu badań w Centrum Zdrowia Dziecka pojawiła się diagnoza: niedrożność dróg żółciowych. Kaja przeszła pierwszą operację ratującą życie, która została przeprowadzona metodą Kasai. Polega ona na usunięciu niedrożnych dróg żółciowych i połączeniu wnęki wątroby z dwunastnicą za pomocą dalszej części jelita cienkiego. Ma to umożliwić odpływ żółci zalegającej i zatruwającej wątrobę.

- Wtedy pojawił się strach. Dowiedzieliśmy się po tej operacji, że drogi żółciowe u Kai nie wykształciły się do końca i że zalegająca żółć spowodowała marskość wątroby. Sama operacja jest „kupieniem czasu”, bo ostatecznie konieczny będzie przeszczep. To był szok – mówi tata Kai.

Lekarze twierdzili, że w tym stanie Kaja nie dożyje roku. Przeszczep od któregoś z rodziców był możliwy, ale liczył się czas.

- Zaczęliśmy etap przygotowań. Najpierw, jakby z automatu pod uwagę brana była mama dziecka, czyli moja żona Beata. Na późniejszym etapie dołączyłem ja i okazało się, że mam lepsze parametry. Mamy z Kają tą samą grupę krwi, co wiele ułatwiało – mówi Adam Stankiewicz. - Do przeszczepu przygotowywałem się około sześciu miesięcy. Trzeba być bardzo zdrowym, żeby zostać dawcą. Ostatni etap weryfikacji i tak odbył się na stole operacyjnym, kiedy mnie „otworzyli”. Wtedy dopiero ze szpitala na ul. Banacha dali sygnał do Centrum Zdrowia Dziecka, że można przygotowywać biorcę – dodaje.

Przeszczep miał miejsce na początku marca tego roku, krótko przez pierwszymi urodzinami Kai (dziewczynka urodziła się w maju – od red.) i trwał kilkanaście godzin. Pan Adam po operacji dość szybko doszedł do siebie. Musiał przez jakiś czas stosować specjalną dietę i przyjmować leki. Nie wolno mu do tej pory dźwigać, ale jak mówi, jego wątroba się zregeneruje i będzie mógł żyć normalnie. Kaja, mimo przeszczepu, nigdy nie wyzdrowieje.

- To była szansa na dalsze życie, ale ona z tym problemem zostanie do końca. Trzeba się pilnować, kontrolować. Codziennie przyjmować wiele leków, w tym także leki immunosupresyjne, czyli obniżąjące odporność, które działają tak, żeby organizm nie odrzucił organu – mówi tata Kai. - Nasze życie zmieniło się o 180 stopni. Musimy się trzymać pewnych zasad. Najważniejsze jest, żeby Kaja nie złapała żadnej infekcji. Dla nas od koronawirusa groźniejsza jest grypa, angina czy zwykłe przeziębienie. Kai organizm – z racji obniżonej odporności – może sobie z tym nie poradzić i wtedy konieczna jest hospitalizacja. Zawęziliśmy kontakty towarzyskie do minimum. Nie bywamy z Kają w tłumach. Musimy uważać na placach zabaw. Żłobek i klubiki malucha nie są dla niej, ale mamy nadzieję, że do szkoły pójdzie już normalnie z innymi dziećmi. Czas pokaże... – dodaje.

Ryzyko zakażeń z biegiem lat powinno spadać. Póki co, cała rodzina, w tym 9-letni brat Kai – Kuba, musi nauczyć się żyć nieco ostrożniej niż do tej pory. Kaję czekać będzie jeszcze jedna operacja. Podczas przeszczepu nie zamknięto jej powłok mięśniowych. Wszystko po to, żeby organ dorastał razem z dzieckiem i odpowiednio się umiejscowił. Za około 2, może 3 lata (o tym zadecydują chirurdzy) dziewczynka przejdzie operację zamknięcia powłok mięśniowych. Tymczasem musi się stawiać na kontrolach w Poradni Chorób i Transplantacji Wątroby w CZD w Warszawie .

- Na każdą wizytę jedziemy spakowani jak na wakacje. Nigdy nie wiemy, czy Kaja z Beatą nie zostaną w szpitalu. Wszystko zależy od stanu córki i jej wyników badań– mówi Adam Stankiewicz. - Teraz Kaja czuje się świetnie. Zaskakujące jest to, że jest bardzo wesołym dzieckiem. Patrząc na nią, nikt by się nie domyślił, że jest ciężko chora. Dzięki temu, że jest pogodna i radosna, możemy cieszyć się rodzicielstwem i to daje nam siłę – dodaje.

Tata dziewczynki, żeby pomóc córce, ale też szerzyć wiedzę na temat leczenia i ratowania życia przeszczepami, założył Fundację Ajak. Pod jej sztandarami zbierane były niedawno pieniądze na pomoc dla Sławka „Cypisa” Wanata, prekursora konińskiego hiphopu. Teraz trwa zbiórka środków na leczenie Kai. Życie po przeszczepie jest trudne i bardzo kosztowne. Każda złotówka jest cenna. Roczny koszt, w tym lekarstw i dojazdów do Centrum Zdrowia Dziecka, to kilkadziesiąt tysięcy złotych. Pomóc dziewczynce będzie można już jutro w Barczygłowie, gm. Stare Miasto. Dzięki uprzejmości organizatorów, podczas gminnych dożynek pojawią się fundacyjni wolontariusze, którzy będą zbierać pieniądze do specjalnie oznaczonych puszek. Ci, którzy w niedzielę nie będą mogli dotrzeć do Barczygłowa, a chcieliby wspomóc Kaję, mogą to zrobić poprzez stronę internetową (link TUTAJ).

Potwierdzenie
Proszę zaznaczyć powyższe pole