Włosi chcieli zawieźć dzwon do Lichenia pod Gorzowem, więc musiała pomóc policja
KONIŃSKIE WSPOMNIENIA

O poważnych problemach i zabawnych przygodach przy budowie bazyliki w Licheniu z Mieczysławem Nowakowskim, jej budowniczym, rozmawia Jacek Bugaj.
Jacek Bugaj (JB): Panie Mieczysławie, niewiele osób wie, że był pan dyrektorem budowy świątyni od samego początku do końca, a wcześniej budował wiele obiektów przemysłowych w Koninie. Jak pan się tutaj znalazł?
Mieczysław Nowakowski (MN): Pochodzę z Poznania, ale po ukończeniu technikum budowlanego otrzymałem nakaz pracy do Poznańskiego Przedsiębiorstwa Budownictwa Przemysłowego. Ponieważ firma otrzymała zadanie budowy elektrowni w Gosławicach, gdzie brakowało kadr technicznych, skierowano mnie właśnie tutaj. W ten sposób w marcu 1954 roku znalazłem się w Gosławicach. Rozpoczęte już były prace przy budowie elektrowni. Niwelowano teren, rozpoczęto budowę baraków i wybieranie torfu w miejscu, gdzie miał stanąć budynek hotelu robotniczego i przychodnia. W krótkim czasie obejmuję stanowisko technika budowy. W niedługim czasie awansowałem z technika budowy na kierownika robót, następnie na kierownika etapów, na koniec zostałem kierownikiem całej budowy. Poznańska przemysłówka musiała przekazać budowę Betonstalowi z Warszawy, dlatego zaproponowano mi przeniesienie.
JB: I jaka była pańska decyzja?
MN: Ponieważ w roku 1957 ożeniłem się, postanowiłem pozostać w Gosławicach i przeszedłem do Betonstalu. Była to dobra decyzja, ponieważ moja kariera zawodowa nabrała tempa. Pomału kończyła się budowa elektrowni, a w międzyczasie rozpoczynała się budowa Konińskich Zakładów Naprawczych (późniejsze FUGO). Mimo że byłem jeszcze kierownikiem budowy elektrowni, to dostałem propozycję objęcia stanowiska kierownika budowy Konińskich Zakładów Naprawczych. W 1968 roku kończę pracę przy budowie elektrowni, kontynuuję przy KZN-ach i jednocześnie otrzymuję polecenie budowy stawów rybnych w Gosławicach i walcowni aluminium w Malińcu. W tym samym roku na świat przychodzi nasz syn Michał, rozpoczynam budowę swojego domu i studia zaoczne w Poznaniu na wydziale budownictwa. Jest to duży nawał pracy i duża odpowiedzialność. Jednak, dzięki Bogu, dałem jakoś radę, choć było trudno. Po ukończeniu budowy walcowni, a był to rok 1972, otrzymałem propozycję wyjazdu do Libii. Był to bardzo intratny kontrakt. Ja jednak wybrałem rodzinę, nie chciałem zostawiać żony samej z małym dzieckiem.
JB: Jaka była następna budowa?
MN: Przez następne cztery lata budowałem warzelnię soli w Janikowie koło Inowrocławia. W tym czasie z firmy Betonstal wyodrębnia się Energoblok, do którego przechodzę. Po powrocie z Inowrocławia z budowy przechodzę do dyrekcji i zostaję kierownikiem działu generalnego wykonawstwa. Firma buduje elektrownie w całej Polsce, między innymi w Bełchatowie, Łodzi, Poznaniu, Toruniu i Gdańsku. Awansuję następnie na stanowisko głównego inżyniera. Nie mam już wtedy bezpośredniej styczności z budową. W roku 1993 przechodzę na emeryturę. Po tylu latach pracy otrzepuję dłonie i mówię sobie: „teraz została mi tylko działeczka”.
JB: Jednak jak się okazało, musiał pan z powrotem zakasać rękawy i wziąć się do pracy, ponieważ dostał pan propozycję nie do odrzucenia - budowę bazyliki w Licheniu.
MN: Powiedziałbym, że była to propozycja życia. Nawet w najśmielszych snach nie spodziewałbym się takiego zaszczytu. Przetarg wygrała warszawska firma Budimex. Jednak firma nie miała na tym terenie zaplecza, brakowało pracowników, sprzętu i dlatego zleciła budowę bazyliki Budimeksowi z Poznania, który zatrudnił mnie na stanowisku jej dyrektora. Inwestycja rozpoczęła się w czerwcu 1994 roku. Poświęcono plac budowy i rozpoczęto pierwsze wykopy.