Do zobaczenia, Błażeju. Jeszcze kiedyś razem obejrzymy jakiś mecz
Nie było człowieka w regionie konińskim bardziej zakochanego w piłce nożnej, niż on. Nie było klubu z regionu, w którym by kogoś nie znał. Nie było meczu, którego nie chciałby obejrzeć. Zmarł Błażej Budziński, człowiek-instytucja konińskiej piłki nożnej.
Kierownik drużyny seniorów w Sparcie Konin, LKS Ślesin, Górniku Konin. Spiker, a nawet swego czasu wiceprezes ślesińskiego klubu. Przede wszystkim człowiek o ogromnym sercu i oddaniu piłce nożnej. Odszedł Błażej Budziński, bez wątpienia najbardziej zaangażowany w lokalną piłkę nożną człowiek w regionie.
Poznaliśmy się bodaj przy okazji jakiegoś wydarzenia Sparty Konin. Nic dziwnego, to był jego pierwszy klub, który na zawsze już pozostał mu bliski. Zapytał mnie wtedy, czy będę przyjeżdżał częściej. I tak już zostało – przez kolejne kilka lat regularnie dzwonił przed weekendem, pytał na które mecze jadę, gdzie możemy się zabrać razem. Czasem widzieliśmy się na III lidze w Kleczewie, czasem na okręgówce w Kazimierzu Biskupim, czasem siedzieliśmy w zapakowanym wozie w deszczowym Sompolnie, czasem w wakacyjny weekend potrafiliśmy grzać na drugi koniec regionu na IV ligę do Dobrej. Czasem mówiłem Błażejowi, że akurat ten mecz to sobie odpuszczę. Nigdy nie usłyszałem podobnych słów z jego strony. Nie było spotkania, którego nie chciałby obejrzeć.
Nie zawsze telefony od Błażeja były przyjemne. Literówka, nie daj Boże błąd merytoryczny – wychwycił każdą pomyłkę w artykule, każdą korygował. Śmiał się, że LM powinien mu płacić pensję za te korekty i, szczerze mówiąc, w duchu się z nim zgadzałem.
Znali go wszyscy – zawodnicy, działacze, sędziowie. Nie było człowieka związanego z piłką, do którego by nie podszedł zagadać, którego by nie chciał poznać. Wiedzę o lokalnej piłce miał ogromną, przed wszystkimi dziennikarzami wiedział o transferach. Ale wycisnąć z niego te informacje było niemożliwością. Barwy klubowe były dla niego święte, a lojalności mógłby się uczyć niejeden z piłkarzy.
Po Sparcie Konin trafił do Ślesina, z którym przeżył największe w historii tego klubu sukcesy. Później związał się z Górnikiem Konin. Najpierw jako spiker, później już kierownik pierwszego zespołu. Każdą z tych funkcji traktował z ogromną powagą i wykonywał z ogromnym zaangażowaniem. Piłka nożna była dla niego wszystkim, żył nią na okrągło. Wystarczył tydzień, dwa bez futbolu i już zaczynał tęsknić. – W końcu się zaczyna – dzwonił do mnie i mówił przed każdym początkiem rundy. Gra o pietruszkę w sparingach to przecież nie to samo, co bój ligowy.
A teraz już ten telefon nie zadzwoni. Nie odrzucę połączenia, by po godzinie, czy dwóch oddzwonić i powiedzieć: „Sorry, Błażej, nie mogłem gadać”. Nie będzie debat nad tym, kiedy Górnik wróci do III ligi, czy nowy skład Sokoła jest silniejszy, czy słabszy, niż wcześniej, jak region się trzyma w V lidze.
I tylko to mogę dla Ciebie, Błażeju, jeszcze zrobić – zachować tę Twoją miłość do piłki na tych łamach. Kiedyś razem obejrzymy jeszcze jakiś mecz.
fot. Górnik Konin
Dziękujemy za Twoją obecność. Obserwuj nas w Wiadomościach Google, aby być na bieżąco.