Natychmiastowe zwolnienie za rzucenie... butelki z wodą
KONIŃSKIE WSPOMNIENIA
Pierwsze cztery lata funkcjonowania były dla konińskiej huty najtrudniejsze nie tylko z powodu nękających ją nieustannie awarii, ale i kosztownej czasami nauki na błędach, jaką pobierała załoga nowego konińskiego kolosa przemysłowego.
Pierwsze cztery lata funkcjonowania były dla konińskiej huty najtrudniejsze nie tylko z powodu nękających ją nieustannie awarii, ale i kosztownej czasami nauki na błędach, jaką pobierała załoga nowego konińskiego kolosa przemysłowego.
Beztroski sen w kadzi, do której za chwilę miało spłynąć kilka ton aluminium o temperaturze bliskiej tysiąca stopni Celsjusza, kradzież drucików z telefonów, która unieruchomiła wszystkie niemal aparaty na elektrolizie, czy wyjazd traktorzysty na czas rozładunku przyczep poza teren zakładu, by dorobić do pensji zaoraniem ziemi właścicielowi pobliskiego pola to tylko niektóre z historii, które znaleźć można w kronikach huty lub usłyszeć od pracowników nadzoru.
„A co ty tam majster pier...sz”
O ile kadra inżynieryjno-techniczna przyjechała do Konina ze Skawiny, gdzie już od 1954 r. funkcjonowała pierwsza polska huta aluminium, i kilku innych zakładów metalurgicznych, to większość pracowników produkcyjnych rekrutowała się spośród mieszkańców Konina i okolic. Nieliczni z nich, którzy – jak wspomniani w poprzedniej części opowieści o hucie („Wanny uciekały, a milicjanci pomagali usuwać awarię”) Mirosław Kropidłowski i Jerzy Kukulski – mieli średnie wykształcenie, natychmiast awansowali na stanowiska średniego nadzoru technicznego. Praca pozostałych nie wymagała wprawdzie zbyt wysokich kwalifikacji, ale do jej prawidłowego wykonania niezbędne było przestrzeganie reżimu technologicznego elektrolizy i rytmu pracy zakładu przemysłowego.
Niektórym przychodziło to z trudem. – Tłumaczyłem podczas szkoleń, że nie można dopuścić, żeby do elektrolizera dostała się woda, bo może dojść do wybuchu – pamięta Jerzy Kukulski. – „A co ty tam majster pier...sz”, powiedział mi któregoś razu jeden z uczestników takich zajęć. „Ja rzuciłem tam butelkę z wodą i nic się nie stało”.
Dziękujemy za Twoją obecność. Obserwuj nas w Wiadomościach Google, aby być na bieżąco.