Skocz do zawartości

Prześlij nam swoje filmy, zdjęcia czy tekst. Bądź częścią naszego zespołu. Kliknij tutaj!

LM.plWiadomościAnia jest w każdej z nas. To była miłość od pierwszego przeczytania

Ania jest w każdej z nas. To była miłość od pierwszego przeczytania

Dodano:
Ania jest w każdej z nas. To była miłość od pierwszego przeczytania
Z pasją

Dorota Zawadzka, telewizyjna Superniania, ma różne pasje. O przeprowadzce w kolskie strony i remoncie domu pisaliśmy TUTAJ.  Podczas tej rozmowy „wydało się”, że uwielbia książki, a „Ania z Zielonego Wzgórza” zajmuje kilka półek w domowym księgozbiorze.

Kto zna Anię Shirley, rudowłosą dziewczynkę z Zielonego Wzgórza, czy też „Anne z Zielonych Szczytów” z nowego tłumaczenia? Z kolekcjonerką powieści, Dorotą Zawadzką rozmawiam o mojej ulubionej bohaterce z dziecięcych i młodzieńczych lat. I dochodzimy do wniosku, że książkowa Ania jest w każdej z nas.  

Anna Pilarska. - Zawdzięczam imię „Ani z Zielonego Wzgórza”, która fascynowała już moją mamę. Warkoczyki też miałam. A kiedy pojawiła się w pani życiu? 

Dorota Zawadzka. - Dostałam książkę jak miałam osiem lat. To było wydanie z 1956 roku, czyli trzy książki po dwa tomy w każdej. Miałam wówczas pretensje do rodziców, że moja siostra jest Ania, a ja tylko Dorotka, więc jej zazdrościłam. Powiem szczerze, że to była miłość od pierwszego przeczytania. Oprócz Ani moją ulubioną bohaterką jest jej córka Rilla, która z rozpieszczonego dzieciaka przemienia się na naszych oczach w dorosłą kobietę. Te książki pokazują całe życie Ani: młodość, miłość, dzieci, starzenie się. Gdybym tylko umiała to napisałabym monodram dla Krystyny Jandy pod tytułem „Byłam Anią”, aby to pokazała na scenie. Lucy Maud Montgomery stworzyła bowiem  fantastyczną, ponadczasową postać.  

Od czego zaczęła się kolekcja?  

- Zaczęłam zbierać, gdy byłam nastolatką. Miałam kilkanaście książek z tej serii. Jak już stałam się dorosła i zaczęłam się przeprowadzać to oddałam niektóre książki do biblioteki. Zostawiłam sobie tylko pierwszą serię, a resztę rozdałam. Po latach zrobiło mi się żal. Gdy kilka lat temu poznałam Bernadetę Milewski, która prowadzi świetny blog pod nazwą Kierunek Avonlea śladami „Ani z Zielonego Wzgórza” oraz autorki L.M. Montgomery, to dawna miłość odżyła. Berni ma letni dom na Wyspie Księcia Edwarda. A na swoim profilu opowiada o swojej kolekcji związanej z Anią. Zrobiło mi się żal tych utraconych książek. Postanowiłam odbudować kolekcję. Uruchomiłam znajomości, popytałam różnych ludzi i przy ich pomocy odtworzyłam zbiór. „Pomogła” mi także pani dr. Maruszewska ze Szczecina, która jest znawczynią Ani i prowadzi  blog „Pokrewne dusze”. Opublikowała tam listę wszystkich wydawnictw, które wyszły w Polsce, a ja to wydrukowałam i wg tej listy odzyskiwałam zbiory. Najpierw to była tylko „Ania z Zielonego Wzgórza”. Potem zdobywałam resztę tomów. Mam już dwa pełne regały, a na nich wszystkie powojenne polskie wydawnictwa, poza jednym, które ukazało się z gazetą i nie mogę zdobyć. Niektóre mam podwójne bo kupiłam w opłakanym stanie, a potem znalazłam w lepszym, więc stoją obok siebie na półce. Śledzę aukcje i licytacje. Niektóre tomy dostaję od bliskich i znajomych. Na przykład „Święta z Anią” kupił mi mąż.  

Jak podoba się pani najnowsze tłumaczenie? Wzbudziło gorącą dyskusję wśród miłośników tej znanej i lubianej „Ani z Zielonego Wzgórza”.   

- Nowe tłumaczenie Anny Bańkowskiej „Anne z Zielonych Szczytów” dobrze się czyta. Warto było wrócić do tego, czego chciała autorka. Bo nie chodziło o wzgórze, ale o zielone szczyty w domu. Ta wersja, moim zdaniem, jest bardziej zrozumiała dla współczesnych nastolatek. Nie ma tam panienki z dworu, ale nowoczesna dziewczyna, która jest w rodzinie zastępczej i ma różne przygody. Jest trochę inne słownictwo. Ta wersja jest po prostu nowocześniejsza. Podchodziłam do niej z dystansem, ale przeczytałam z ogromną przyjemnością. Byłam także na spotkaniu z tłumaczką. To starsza pani, ale młoda duchem. Opowiadała o swoim spotkaniu z „Anne” w dzieciństwie.  

Poza książkami „Ania z Zielonego Wzgórza” doczekała się ekranizacji i gadżetów.   

- Jestem dumna z mojej kolekcji, a zwłaszcza z tego, że w ciągu trzech lat udało mi się ją odbudować. Okazuje się, że „Ania z Zielonego Wzgórza” jest najbardziej popularna w Polsce, Kanadzie i Korei. Zdobycie wszystkich wersji językowych (42) nie jest łatwe. Mam po hebrajsku, arabsku, węgiersku, z Islandii, a syn szuka teraz „Ani” w Wietnamie. Nadal poluję na perełki, ale w rozsądnych cenach bo na aukcjach osiągają czasami niebotyczne sumy. Odbywają się konferencje naukowe, między innymi na Uniwersytecie w Poznaniu o wpływie „Ani” na kulturę. Z Kanady mam kilka pamiątek związanych z Anią: kubek, bombkę, serwetkę, pocztówki, magnesy, a także kamyk z Wyspy Świętego Edwarda, który można kupić w tamtejszym sklepie z pamiątkami. Napalam się na lalkę z porcelanową buzią wzorowaną na Ani.  

Na czym polega fenomen książkowej Ani? 

- Anią interesują się bardziej panie w moim wieku, a nie nastolatki. Szkoda. Trzeba o niej bardziej współcześnie opowiedzieć. Gdyby tak zrobić dzisiaj Anię z telefonem, czy rolkami? Wątki się nie postarzały. Cały czas jest to: samotność, zagubienie, marzenia, miłości, przyjaźń, kłopoty, w jakie wpada nastolatka. Można by to współcześnie sprzedać. Przygotowałam swego czasu lekcję dla piątej klasy, gdzie „Ania z Zielonego Wzgórza” jest lekturą, aby pogadać o postaci. Może wrócę do tego w jakiejś szkole. To by pokazało Anię na nowo.   

Ania jest ciągle obecna w pani życiu?  

- Zaglądam do tych książek. „Anię z Zielonego Wzgórza” bardzo długo miałam przy łóżku. To nie jest martwa kolekcja. Ustawiona jest według kolejności ukazywania się. Uważam, że książki należy dotykać. Nietknięte -  cierpią. Mam także sporo biografii, które kolekcjonuję. Przestawiam je na półkach, żeby bohaterowie mogli sobie pogadać. I tak sobie wtedy myślę: kto z kim by podyskutował? Jak stawiam trzy pisarki obok siebie, to jestem przekonana, że one spędzają ciekawe wieczory albo im tam kogoś dorzucę i zastanawiam się, jak by to było, gdyby mogli się spotkać? O czym by wtedy rozmawiali?  

Jak zauważyłyśmy, książkową Anią interesują się panie w pewnym wieku, a nie nastolatki. Jak zachęcić do śledzenia jej losów?  

- Ania to dziewczynka, marzycielka, która mogłaby żyć obok nas, w szkole, na podwórku. Jest w każdej z nas. Nie mogę się doczekać, kiedy moja wnuczka pozna Anię. Na świecie ukazują się już takie skrócone wersje dla dzieci, żeby mogły zaprzyjaźnić się z postacią.  

Każda dziewczynka powinna mieć tę książkę w domu. Każdej dziewczynce mama powinna ją przeczytać. A jeśli mama nie lubi „Ani z Zielonego Wzgórza” to niech lepiej tego nie robi. Babcię niech poprosi albo tatę, który zrobi to z ciekawością poznawczą, jak o swojej córce. Bo Ania jest fajną osobą, odważną, pewną siebie, przebojową, pomysłową. Kto lubi tę postać, jest jej ciekaw, powinien przeczytać książkę, pogadać o niej, pokazać w ten sposób świat, który otwiera się przed każdą dziewczynką. I zaprzyjaźnić się z Anią.  

Dziękuję za rozmowę. To była sama przyjemność. 

Fot. Archiwum Prywatne 

Potwierdzenie
Proszę zaznaczyć powyższe pole