Po dwóch latach wystąpiła do sądu o uznanie męża za zmarłego
KONIŃSKIE WSPOMNIENIA
Choć wkrótce minie od tamtych chwil osiemdziesiąt lat, o swoim pożegnaniu z ojcem Zofia Skalska wciąż opowiada ze ściśniętym gardłem. Dopiero po latach dowiedziała się, że jego życie zakończono strzałem w głowę, a ciało zepchnięto do rowu gdzieś pod Charkowem.
A później nastała cisza, która trwała również wtedy, gdy z najbardziej nawet oddalonych pól bitewnych drugiej wojny światowej zaczęli wracać inni mężowie i ojcowie rodzin. – To był taki czas, że na widok sylwetki, choć trochę przypominającej ojca, podrywała mnie nadzieja, że to on – głos Zofii Skalskiej drży, kiedy wspomina te trudne chwile.
Wiedzieli, że było inaczej
Po dwóch latach bezskutecznego czekania Lucyna Rybarczyk zdecydowała się wystąpić do sądu o uznanie męża za zmarłego. Inaczej nie mogła otrzymać tymczasowej emerytury po mężu. 11 marca 1948 r. sędzia J. Landie (w protokole nie zapisano imienia) z Sądu Grodzkiego w Koninie napisał w uzasadnieniu swojej decyzji: „Powołane okoliczności prowadzą do wniosku, że Stefan Rybarczyk padł na polu walki przeciwko Niemcom”.
Ale rodzina wiedziała przecież, że było inaczej, więc wciąż próbowali dowiedzieć się czegoś konkretnego o losach ojca i męża (cała trójka na fot. nr 4 z drugiej połowy lat czterdziestych). W kwietniu 1957 r. otrzymali z Polskiego Czerwonego Krzyża odpowiedź, że Biuro Informacji i Poszukiwań nie ma żadnej wiedzy o losach Stefana Rybarczyka. Dopiero w latach dziewięćdziesiątych dostali oficjalne zawiadomienie, że został zamordowany w Charkowie.
Nauczyciel, harcerz, społecznik
Stefan Rybarczyk pozostawił po sobie w Gosławicach bardzo dobre wspomnienia. Wciąż żyją jego uczniowie, którzy pamiętają wspaniałe lekcje historii i opowieści o wojnie polsko-bolszewickiej, w której sam brał udział. – A po południu prowadził dla dorosłych zajęcia uniwersytetu ludowego – dodaje Mieczysław Bertrandt. Kierownik szkoły organizował też obozy harcerskie, z których zachowało się sporo zdjęć (fot. nr 5 z 1938 r. z obozu w Tokarach pod Ślesinem) w rodzinnym archiwum pani Barbary Zielińskiej, wnuczki Stefana, a córki jego syna Zygmunta, który już po wojnie kontynuował harcerskie (fot. nr 6 z obozu w Mikorzynie w 1968 r.) i fotograficzne pasje ojca.