Megalomania w PKS czyli tramwaj, który po Warcie... nie pływa
KONIN JEST NASZ
Kompromitacja byłaby może mniejsza, gdyby nie zapowiedzi pana z PKS (nazwisko litościwie przemilczę), który nadzorował budowę tramwaju, że jest nim zainteresowana nieokreślona bliżej liczba wielkopolskich gospodarzy miast i gmin, leżących nad wodą. Kazimierz Lipiński podał nawet, że są już cztery zamówienia na konińską jednostkę pływającą. Tramwaje wodne miały się wręcz stać „drugą nogą” i ratunkiem dla borykającego się z ekonomicznymi kłopotami PKS.
„Pociejewo 1” czyli pierwszy i – jak się okazuje – na razie jedyny koniński tramwaj wodny, kosztował podobno (dokładnej kwoty nie sposób się dowiedzieć) około 300 tys. zł. Tymczasem w firmie, od której PKS nabył aluminiowy kadłub na nasz tramwaj, można kupić podobną jednostkę (Waterbus 1100 – na fot. wyżej) za 350 tys. zł. Zrobioną z porządnych materiałów i wyposażoną opcjonalnie w ster strumieniowy. A jak klient sobie zażyczy, jeszcze z górnym tarasem. Nie mówiąc już o tym, że taniej można kupić stateczek mniejszy (Waterbus 700 – na zdjęciu niżej), na dziewięć osób.
Prawdziwą wisienką na tym nadwarciańskim torcie miał być „kapitanat” konińskiego tramwaju wodnego. Planowano go umieścić w Budynku Usług Publicznych, czyli szalecie na bulwarze nadwarciańskim, któremu z tego powodu dobudowano specjalnie jeszcze jedną kondygnację. Ale „kapitanatu” wciąż tam nie ma, bo przecież tramwaj do bulwaru dopłynąć nie może.
Miałem dopisać do tej tragikomicznej historii jakieś podsumowanie – coś o megalomanii decydentów i szastaniu publicznymi pieniędzmi - ale tę wątpliwą przyjemność pozostawię już Czytelnikom.
Robert Olejnik
koninjestnasz@portal.lm.pl
Dziękujemy za Twoją obecność. Obserwuj nas w Wiadomościach Google, aby być na bieżąco.