Tysiące kontrolerów w Koninie. Najlepsze są proste rozwiązania
KONIN JEST NASZ
A jeśli ceną za jawność będzie przyciągnięcie najuczciwszych wykonawców, to gwarantuję, że większość mieszkańców Konina gotowa jest taką cenę zapłacić.
Ale największy pożytek przyniosłyby miastu przeprowadzane przy otwartej kurtynie konkursy na stanowiska urzędnicze. Nawet jeśli rozmowy z kandydatami nie byłyby bezpośrednio transmitowane, to już ich nagrywanie na pewno powstrzymałoby wysoką komisję przed najbardziej bezczelnymi kantami. A dostępny dla każdego obywatela protokół z posiedzenia takiej komisji musiałby zawierać punktację przyznaną każdemu z kandydatów, wraz z uzasadnieniem.
To oczywiście nie pozwoli uniknąć najbardziej chamskiego numeru, po jaki takie komisje sięgają jak Polska długa i szeroka, a polegającego na dostarczeniu „najlepszemu” kandydatowi pytań jeszcze przed konkursem. Ale i na to są sposoby.
Jawność wszelkich działań urzędniczych to sześćdziesiąt pięć tysięcy (tyle mamy w Koninie osób uprawnionych do udziału w wyborach) kontrolerów, którzy każdego dnia patrzą urzędnikom na ręce. I żaden oficjalny organ, nawet Najwyższa Izba Kontroli, nie jest w stanie sprawować nadzoru nad urzędem lepiej od samych mieszkańców.
Robert Olejnik
koninjestnasz@portal.lm.pl
Dziękujemy za Twoją obecność. Obserwuj nas w Wiadomościach Google, aby być na bieżąco.