Żona prezesa PKS dostała pracę w wydziale komunikacji UM Konin

Od razu uprzedzę kolejny zarzut, że żona prezesa PKS mogła poszukać sobie innej pracy. A jakiej, proszę państwa? Przecież dzięki tytanicznej pracy naszego pana prezydenta i jego poprzednika, największym pracodawcą w Koninie jest Urząd Miejski i jego agendy. Owszem, tereny inwestycyjne zapełniają się powoli nowymi budynkami, ale dość trudno znaleźć tam nowe miejsca pracy. O czym najlepiej świadczy liczba aż siedemdziesięciu dwóch zgłoszeń, jakie wpłynęły tylko na ten jeden konkurs, ogłoszony przez koniński magistrat.

No, a kogo ma ten nasz zapracowany prezydent zatrudniać w dobie pięćset plus i innych prorodzinnych programów, jak nie rodzinę i znajomych? Powyższą uwagę uzupełnić jednak muszę o jedno zastrzeżenie. Otóż nikt nie powinien podważać wiarygodności wyników samego konkursu. Podejrzenia, jakoby pani Monika Andrzejewska znała odpowiedzi na pytania jeszcze przed konkursem, nie mają żadnych podstaw. Przecież wiadomo powszechnie, że urzędnicy konińskiego magistratu ściśle przestrzegają najsurowszych zasad postępowania, bo gdyby komuś przydarzyło się inaczej, to pan prezydent na pewno wyrzuciłby ich z pracy.

W świetle powyższego jasnym być musi, że spośród tych kilkudziesięciu zainteresowanych pracą na stanowisku specjalisty w wydziale komunikacji nikt nie znał ustawy o samorządzie gminnym, ustawy o samorządzie powiatowym, kodeksu postępowania administracyjnego, ustawy o ochronie danych osobowych, ustawy Prawo o ruchu drogowym i ustawy o kierujących pojazdami lepiej od Moniki Andrzejewskiej.

A gdyby coś poszło nie tak, zawsze pozostanie jej w odwodzie koło ratunkowe w postaci telefonu do męża.

Robert Olejnik

koninjestnasz@portal.lm.pl