O przebudzeniu młodych i nadziei czyli Jozin z Bazin w Koninie

Najlepszym tego przykładem są tereny inwestycyjne, których zagospodarowanie zajęło długie lata a teraz ściąga się na nie przedsiębiorców już funkcjonujących w Koninie, co nie daje szansy na przełom ani w kwestii nowych miejsc pracy, ani rozwoju gospodarki miasta.

Już kiedyś o tym pisałem, że ludzie Józefa Nowickiego są zbyt inteligentni, by nie poradzić sobie sprawnie z zagospodarowaniem niewielkiego terenu inwestycyjnego. Oni po prostu nie chcą nowych inwestorów, bo boją się, że nowe miejsca pracy, których zdobycie nie będzie zależało od rządzącej Koninem „rodziny”, zbudują elektorat niezależny od nich, który pójdzie do urn zagłosować na konkurencję.

Być może liczą na to, że z budżetu Konina, nawet jeśli z czasem będzie coraz mniejszy, oni sami i ich „rodzina” jakoś się wyżywi. Reszta ich nie obchodzi. Są jak pasożyty, gotowe pożerać organizm gospodarza choćby i do jego śmierci. A na to ta reszta, czyli my, nie może pozwolić.

I nie chodzi już o moje pokolenie, które powoli zbliża się do emerytury, tylko o pokolenia naszych dzieci i wnuków, które nie widzą swojej przyszłości w Koninie, gdzie czeka na nich co najwyżej miejsce w kasie Biedronki lub Lidla. Nie dotyczy to oczywiście dzieci i wnuków „rodziny”.

Zatrzymanie w Koninie młodych, którzy mogą ożywić nasze miasto, wymaga zmiany władzy. I wszystko wskazuje na to, że młodzi powoli zaczynają brać sprawy w swoje ręce, o czym świadczą wlepki, na jakie można się ostatnio natknąć w Koninie. To dobra wiadomość, bo właśnie to pokolenie zadecyduje o wyniku jesiennych wyborów w Koninie.

Robert Olejnik

koninjestnasz@portal.lm.pl