Między chlewikiem a kotłownią. Tak zaczynał się nowy Konin
KONIŃSKIE WSPOMNIENIA
Na obrośnięty winoroślą taras na parterze z prawej strony wychodziło się z największego pokoju naszego mieszkania. Przed nim rozciągało się podwórko mojego dzieciństwa, gdzie bawiliśmy się w berka i chowanego, do czego okolice kotłowni doskonale się nadawały, graliśmy w pikuty, w państwa, czy kapslami w kolarzy. Wiosną i latem po ciepłym deszczu urządzaliśmy wyścigi zapałek w wartkim strumieniu wody, spływającej Kotłową (na fot. 5 stan z 1968 r., a na fot. 6 – z maja 2018) w stronę ulicy Górniczej, a w Wielkanoc starsi koledzy strzelali z puszek z karbidem, na który trzeba było najpierw napluć. Ach, jak ja ich podziwiałem, kiedy do puszki, którą przydeptywali nogą, przykładali do zrobionego z jednej jej strony otworu zapaloną zapałkę, co powodowało, że z drugiej wylatywała z hukiem pokrywka.
Początki nowego Konina
Z dwóch stron granicę naszego podwórka wyznaczał zjazd do podziemia kotłowni, którędy wywożono żużel i popiół. To znaczy wywożono dopóki pracowała kotłownia, bo w połowie lat sześćdziesiątych została wyłączona, po doprowadzeniu do miasta cieplika z Elektrowni Konin. Zjazd jednak pozostał, a my, niepomni na niebezpieczeństwo, często siadaliśmy na odgradzających go metalowych barierkach (widocznych z tle fot. 7, na fot. 8 i 9 – stan obecny).
- Mój Andrzej dwa razy spadł na dół – pamięta Maria Szeflińska. – Kiedy był mały, zatrzymał się na stercie węgla, ale szkło wbiło mu się w przegub i musieli mu je wyciągać w szpitalu. Za drugim razem miał już kilkanaście lat i zleciał na goły beton, ale nic mu się na szczęście nie stało.
Choć w 1957 r. Maria Szeflińska zwolniła się z kopalni, jej rodzina pozostała w mieszkaniu, bo w zakładzie górniczym nadal pracował jej mąż. Mieszka tu do dzisiaj i jest jedną z kilku zaledwie lokatorek, które pamiętają budowę tego bloku w latach 1953-1954, a więc początki górniczego osiedla i jednocześnie nowego Konina. Który zaczął się właśnie od tych kilku pierwszych bloków, postawionych w otoczeniu pól i sadów, w sąsiedztwie kolejowych zabudowań i wiejskich chałup oraz prowizorycznych chlewików.
Bo tak zaczynał się nowy Konin.
Robert Olejnik