Głosując za partyjną koleżankę, radny PiS przysłużył się wyborcom
KONIN JEST NASZ
Po obejrzeniu nagrania radca prawny potwierdził, że Krystian Majewski nacisnął przycisk sąsiadki i dlatego głosowanie jest nieważne. Poproszony o wyjaśnienie swojego zachowania, wyraźnie zdenerwowany Krystian Majewski dość mętnie próbował je usprawiedliwić, ale ostatecznie przyznał się do głosowania za Krystynę Leśniewską.
Cała sprawa najwięcej szkody wyrządziła niewątpliwie samemu radnemu Prawa i Sprawiedliwości, który ewidentnie chciał pomóc niedoświadczonej koleżance. Prawdą jest, że oddanie głosu za kogoś to złamanie prawa, ale nie mieliśmy tutaj do czynienia z sytuacją – jak kiedyś w Sejmie – że oddano głos za osobę nieobecną, żeby poprawić wynik swojego ugrupowania, tylko z odruchem uprzejmości.
Dostrzegli to radni z innych klubów, jak Tadeusz Wojdyński z SLD czy Urszula Maciaszek z PO, która wyraziła nadzieję, że będzie to dla Krystiana Majewskiego nauka na przyszłość. Jednak już jej klubowy kolega Marek Cieślak zapytał o konsekwencje prawne dla „tego czynu”, na co usłyszał od radcy prawnego, że od konsekwencji prawnych jest sąd, a on sam dopatruje się tutaj naruszenia artykułu 286 kodeksu karnego, czyli fałszerstwa.
Paradoksalnie całe to zdarzenie może mieć bardzo pozytywny skutek dla pracy rady w tej i następnych kadencjach. Uświadomiło ono bowiem wszystkim radnym, jak bardzo uważnie są obserwowani przez opinię publiczną i jak łatwo mogą stracić twarz. Poprzednio, choćby w ostatniej kadencji, niejednokrotnie mieliśmy do czynienia z sytuacjami, że radni nie byli w stanie podjąć decyzji o pozbawieniu mandatu radnego, który nie mieszkał w Koninie lub nie reagowali na naruszenie dobrych obyczajów przez innego ze swoich kolegów, który przyjmował wynagrodzenia od miasta za wykonane zlecenia.
Razem z nauczką, jaką wyborcy dali byłemu prezydentowi, nie pozwalając mu nawet wejść do drugiej tury, mimo ośmiu lat nieustannej promocji własnej osoby za setki tysięcy złotych z miejskiego budżetu i milionów wpakowanych w przedwyborcze inwestycje, incydent ten jeszcze dobitniej pokazał konińskim politykom, że to wyborcy decydują o ich losie.
I nie powinniśmy dopuścić, żeby przez najbliższych pięć lat o tym zapomnieli.
Robert Olejnik
koninjestnasz@portal.lm.pl