Co po węglu? Miasto gorączkowo szuka nowych źródeł rozwoju
KONIN JEST NASZ
Dlatego debata o Koninie bez węgla powinna się była zacząć zaraz po 1990 roku, kiedy powstał samorząd. Jej zaniechanie najbardziej obciąża ludzi rządzących naszym miastem w latach 1994-2018. Ich wina jest tym większa, że miejsc pracy w sektorze paliwowo-energetycznym wciąż ubywało wraz z kolejnymi restrukturyzacjami, więc nie mogą się tłumaczyć, że problemu nie zauważyli.
Ponieważ miejsc pracy poza sektorem paliwo-energetycznym przybywało u nas mniej, niż osób wchodzących w wiek produkcyjny, dzisiaj tysiące koninian pracuje za dwa tysiące złotych miesięcznie, wielu z nich bez umów o pracę, a kolejne tysiące osób, najczęściej tych najbardziej ambitnych i z największym potencjałem, znalazło zatrudnienie w innych miastach lub poza granicami naszego kraju.
Teraz, kiedy kolejne odkrywki stoją pod znakiem zapytania, znaleźliśmy się nagle w niedoczasie. Nie mamy już pola manewru. Musimy podjąć działania nadzwyczajne, bo grozi nam wkrótce nagły ubytek miejsc pracy o rozmiarach kataklizmu.
Dobrze więc, że młodzi prezydenci Konina zauważyli nieprzyjemne fakty i zamierzają je uwzględnić w swoich planach. Deklarują sięgnięcie po miliony euro, oferowane regionom pogórniczym przez unijną Platformę Węglową. To znów postęp w stosunku do wcześniejszej kadencji, kiedy zastępca prezydenta do spraw gospodarczych śmiał się, słysząc o Platformie Węglowej, a jedynymi ludźmi z Konina, którzy od początku brali udział w jej pracach byli społeczni aktywiści.
Samo zauważenie problemu przez nową ekipę o niczym jednak jeszcze nie świadczy i nie gwarantuje, że Konin dobrze wykorzysta dostępne fundusze. Stawką jest bowiem wejście przez miasto na ścieżkę rozwoju.
Czy to się uda, zależy od świadomości rządzących, przed jak poważnymi i dramatycznymi wyzwaniami stanęło nasze miasto oraz ich determinacji w realizacji programów naprawczych.
Robert Olejnik
koninjestnasz@portal.lm.pl
Dziękujemy za Twoją obecność. Obserwuj nas w Wiadomościach Google, aby być na bieżąco.