Skocz do zawartości

Prześlij nam swoje filmy, zdjęcia czy tekst. Bądź częścią naszego zespołu. Kliknij tutaj!

LM.plWiadomościKonin. Koniec „czerwonej zarazy” to tylko zaklinanie rzeczywistości

Konin. Koniec „czerwonej zarazy” to tylko zaklinanie rzeczywistości

KONIN JEST NASZ

Dodano:
Konin. Koniec „czerwonej zarazy” to tylko zaklinanie rzeczywistości

Tak naprawdę ów „komuch”, „czerwony” i „lewak” a z drugiej strony „moher” i „ciemnogród” nie różnią się niczym od słownych przepychanek przedszkolaków, choć z uwagi na użyty arsenał siłę rażenia mają zdecydowanie większą.

Ale to tylko zwykła próba sił, w której chodzi o zgnębienie przeciwnika i postawienie na swoim. W przypadku zarządzania miastem owo postawienie na swoim to właśnie wymiana starych na nowych. Kim mają być ci nowi? Podobno mają być lepsi, ale ponieważ więcej lepszych widzi się przeważnie wśród swoich, to owymi nowymi są najczęściej ludzie z własnego ugrupowania politycznego lub po prostu otoczenia: koleżanka ze studiów, kolega z poprzedniej pracy albo kuzyn żony brata męża.

Nie bronię nowej konińskiej władzy zatrudniania swoich, bo do pewnych zadań faktycznie dobrze jest mieć ludzi zaufanych, a poza tym większość urzędniczej roboty może wykonywać każdy w miarę przyzwoicie wykształcony i rozgarnięty mieszkaniec Konina. Ale jeśli naprawdę chce się wprowadzić miasto na drogę rozwoju, to do najważniejszych spraw, jakimi bez wątpienia są geotermia albo planowanie strategiczne, trzeba zatrudnić specjalistów najlepszych jak to tylko możliwe, do czego jedyna droga prowadzi przez ogłoszenie naboru w mediach ogólnopolskich!

Kryterium zatrudnienia nie mogą być „czerwone” czy inne łatki, tylko kompetencje i przydatność dla miasta!

Są w magistracie i miejskich spółkach poważne problemy. Jednym z nich – dość fundamentalnym dla sprawności miejskich instytucji – jest polityka płacowa, polegająca na tym, że najwięcej zarabiają partyjni nominaci, zatrudnieni przy biurkach, czasami na etatach, bez których firma mogłaby się doskonale obejść. Dla odmiany ludzie, którzy wykonują konkretną, często bardzo ciężką i wymagającą przyzwoitych kwalifikacji i doświadczenia, pracę dostają na konto po dwa tysiące złotych. Coraz ich mniej w MZK, PWiK czy MPEC, bo to z tych miejskich spółek mam konkretne sygnały o opisanym zjawisku, bo bez trudu znajdują lepiej płatną pracę. Na przykład w innych miastach kierowcy komunikacji miejskiej dostają na dzień dobry o połowę większe wynagrodzenie niż w Koninie.

Zwolnienie prezesów tych problemów nie rozwiąże (choć czasami, nie przeczę, może pomóc), bo większość owych kosztowych rezydentów dostali z polecenia najwyższych partyjnych i miejskich instancji. Skutek może być co najwyżej jak w skeczu kabaretu Tey o człowieku, który miał dwie lewe ręce. - Obcięli mu te ręce, zamienili miejscami i teraz ma to samo – spuentował rzecz Zenon Laskowik.

Obawiam się, że „zaraza” – że sięgnę do języka radnego Jacka Kubiaka – nie ma partyjnych ani ideologicznych barw. Bo czy dla sprawnego funkcjonowania Konina jest istotne, czy prezesem w spółce lub kierownikiem w Urzędzie Miejskim w Koninie jest kolega Józefa Nowickiego czy Piotra Korytkowskiego?

A jeśli ich kontrkandydat dojdzie do władzy, to - na przykład – Zenona Chojnackiego.

Robert Olejnik

koninjestnasz@portal.lm.pl

strona 2 z 2
strona 2/2
Potwierdzenie
Proszę zaznaczyć powyższe pole