Chcieli wysadzić pomnik, skończyło się na włamaniu po powielacz
KONIŃSKIE WSPOMNIENIA
Moralny dylemat, czy wolno im kraść, rozstrzygnęli - nie bez rozterek – pozytywnie, w czym pomógł im przykład Organizacji Bojowej PPS, która pod dowództwem Józefa Piłsudskiego dokonała w 1908 roku napadu na rosyjski pociąg pocztowy na stacji w Bezdanach. Zdobyte wtedy (bojowcy chętniej używali określenia „skonfiskowane”) 200 tys. rubli zostało później użyte między innymi do utworzenia organizacji strzeleckich. Nasi bohaterowie uznali, że w przypadku powielacza będzie to nie tyle kradzież, co w pewnym sensie odebranie sprzętu, jaki po 13 grudnia władze zabrały zarządowi konińskiej Solidarności.
Akcja bez Poznania
Zaczęli od rozpoznania terenu, w czym pomógł szczęśliwy traf, Janusz miał bowiem w MOS koleżankę, którą postanowił odwiedzić. Nie chciał wykorzystywać do tego znajomości z panem Eugeniuszem, żeby po wszystkim nie padło na niego podejrzenie, że z zaginięciem powielacza ma cokolwiek wspólnego. Koleżanka o niczym nie mogła wiedzieć, więc podczas konwersacji Janusz musiał jednocześnie pilnie obserwować rozkład pomieszczeń i wszystkich drzwi, wszelkie zabezpieczenia oraz rozmiary i lokalizację rzeczonego urządzenia.
Już na początku planowania przedsięwzięcia uznali, że skoro nie mają w tego rodzaju działaniach żadnego doświadczenie, dobrze by było poprosić kogoś o pomoc. Mieli wprawdzie kontakty z ludźmi z konińskiego podziemia, uznali jednak, że osoby znane esbecji mogą być obserwowane, więc padło na Poznań. Pośrednikiem był Czarek, student Politechniki, który razem z Januszem kończył Policealne Studium Zawodowe. Ponieważ jednak poznaniacy zgodzili się na współpracę tylko pod warunkiem, że urządzenie pojedzie do stolicy Wielkopolski, na co z kolei nie chcieli przystać koniniacy, stanęło na tym, że całą operację przeprowadzą samodzielnie.
A księżyc jak na złość świecił
Międzyszkolny Ośrodek Sportowy mieścił się wtedy w baraku przy ulicy Sosnowej 12, który stoi tam zresztą do dzisiaj, choć z licznych instytucji pozostała w nim już tylko Miejska Poradnia Psychologiczno-Pedagogiczna i Związek Nauczycielstwa Polskiego. Czteroosobowa grupa uderzeniowa przyczaiła się nieco ponad sto metrów za nim, w gęstych zaroślach, okalających pobliski pokopalniany zbiornik wodny. Było już dobrze po północy, a więc zaczęła się niedziela 1 sierpnia 1982 roku. Jak na złość księżyc świecił w najlepsze, ale szczęśliwie dla naszych spiskowców teren, jaki musieli przebiec, żeby dostać się na miejsce akcji, osłaniał parterowy budynek Kuratorium Oświaty, którego dzisiaj już w tym miejscu nie ma.
Pewną niedogodność stanowił fakt, że kończył się kilkanaście metrów przed tylną ścianą MOS-u, gdzie znajdowało się zejście do piwnicy, przez którą zamierzali dostać się do wnętrza budynku. Samo miejsce akcji było więc odsłonięte, ale dostrzec je można było tylko z ulicy Wyzwolenia i to na krótkim odcinku wąskiego przesmyku między żłobkiem i przedszkolem. Jeszcze mniej prawdopodobne było, że ktokolwiek zapuści się w stronę jeziorka, bo w tamtym czasie nie było tam żadnego parku, a podmokły teren między wodą a boiskiem II Liceum był zarośnięty trzcinami.
Bez zbędnego alarmu
Dostrzeżenie jakiegoś podejrzanego ruchu przez milicjanta z przejeżdżającego ulicą Wyzwolenia radiowozu było mało prawdopodobne, ale przecież możliwe. I na taką ewentualność panowie również się zabezpieczyli.
Dziękujemy za Twoją obecność. Obserwuj nas w Wiadomościach Google, aby być na bieżąco.