Szpital nam się rozpada, twierdzą lekarze konińskiej neurologii
KONIN JEST NASZ
Sami sobie płacą składki zdrowotne i emerytalne, odprowadzają podatki i oszczędzają na urlop, bo za czas kiedy nie pracują, nie otrzymują wynagrodzenia. Mówimy o sporych z pozoru pieniądzach, bo przy ośmiogodzinnym dniu pracy sięgających 9 tys. zł miesięcznie na rękę, ale nawet takie nie przyciągają do konińskiego szpitala aż tylu ludzi z odpowiednio wysokimi kwalifikacjami, żeby zapełnić wszystkie etaty. Decyduje rynek, a na nim lekarze to fachowcy wyceniani bardzo wysoko i za naszą zachodnią granica przyjmowani z otwartymi ramionami.
Potwierdza to przykład ortopedii, kolejnego oddziału, którego problemów dyrekcji do dzisiaj nie udało się rozwiązać. Ogłoszony konkurs został unieważniony, a umowa lekarzy ze szpitalem kończy się w ostatnim dniu tego roku i groźba zamknięcia również tego oddziału z każdym dniem staje się bardziej realna.
Do 6 grudnia szpital przyjmuje oferty pracy w oddziałach neurologicznym i udarowym. Obecny zespół lekarski chciał złożyć swoją ofertę, ale z uwzględnieniem dwóch lekarzy na dyżurze. – Jeden byłby stale na oddziale udarowym, a drugi obsługiwałby neurologię i SOR – tłumaczą. Ale szpital nie przewiduje takiego rozwiązania, a przystępując do konkursu lekarze podpisują klauzulę, że zapoznali się z umową i akceptują jej warunki, gdyby więc wygrali, musieliby przystać na opłacanie przez placówkę jednego tylko dyżurnego na obu oddziałach. Do chwili publikacji tego tekstu konińscy neurolodzy nie podjęli jeszcze decyzji w tej materii.
Wiadomo natomiast na pewno, że 6 grudnia do marszałka województwa wielkopolskiego pojedzie delegacja stowarzyszenia, reprezentującego lekarzy z konińskiego szpitala, którzy zamierzają wręczyć mu pismo z sugestią przyjrzenia się funkcjonowaniu naszej lecznicy.
Zarzucają bowiem dyrekcji złą organizację pracy między innymi oddziału radiologii i Szpitalnego Oddziału Ratunkowego, zbyt małą liczbę pielęgniarek na liczbę łóżek, których w dokumentacji dla NFZ wykazano mniej, niż jest ich faktycznie, niedostateczną liczbę rehabilitantów a także „stare, zniszczone oraz niekompletne wyposażenie oddziału: kardiomonitory, łóżka, materace, brak pościeli itp.”
- Szpital nam się powoli rozpada, a jak tak dalej pójdzie my wszyscy po kolei będziemy rezygnowali z pracy tutaj, bo za dużo ryzykujemy, godząc się na takie warunki – podsumował mój rozmówca.
Robert Olejnik
Dziękujemy za Twoją obecność. Obserwuj nas w Wiadomościach Google, aby być na bieżąco.