Skocz do zawartości

Prześlij nam swoje filmy, zdjęcia czy tekst. Bądź częścią naszego zespołu. Kliknij tutaj!

LM.plWiadomościDwa miesiące łudzili się nadzieją, że ich dziecko wciąż jeszcze żyje

Dwa miesiące łudzili się nadzieją, że ich dziecko wciąż jeszcze żyje

KONIŃSKIE WSPOMNIENIA

Dodano:
Dwa miesiące łudzili się nadzieją, że ich dziecko wciąż jeszcze żyje

Nieznany mężczyzna poinformował przez telefon, że w pobliskiej kaplicy (dzisiaj w tym miejscu stoi kościół parafii Miłosierdzia Bożego) czeka list. Dowiedzieli się z niego, że odzyskają syna, jeżeli zapłacą sto tysięcy złotych. Do czwartku mają zebrać pieniądze na okup i czekać na kolejny list. Szantażysta ostrzegł, żeby nie zawiadamiali policji, bo w przeciwnym wypadku chłopcu może coś się stać. A poza tym mają jeszcze córkę...

Silnik nie zapalił

W czwartek po południu w mieszkaniu państwa Ruminkiewiczów znów zadzwonił telefon. Mężczyzna poinformował tylko, że list z instrukcją znajduje się w ich skrzynce pocztowej. Szantażysta zażądał w nim, żeby jeszcze tego samego wieczora Wojciech Ruminkiewicz przywiózł pieniądze na przystanek autobusowy w Białobłotach, miejscowości położonej ponad trzydzieści kilometrów na południe od Konina, już na terenie powiatu pleszewskiego.

Autor anonimu podkreślił, że okup ma przywieźć osobiście, koniecznie swoim samochodem, ojciec chłopca. Ale stało się inaczej, bo silnik forda fiesty nie chciał zapalić i zdenerwowany całą sytuacją pan Wojciech nie był w stanie usiąść za kierownicą. Z pieniędzmi pojechali innym pojazdem trzej jego znajomi. Za nimi policyjna obserwacja.

Wejście Krzysztofa F.

Po powrocie posłańców do Konina przez kilka godzin nic się nie działo. Rodzice chłopca przeżywali na zmianę chwile największego załamania, to znów nadziei. Aż w końcu w progu ich mieszkania stanął Krzysztof F., znajomy prawnik, który w sąsiedztwie lombardu pana Wojtka miał siłownię i kancelarię, którą przygotowywał do otwarcia. Ku zaskoczeniu wszystkich obecnych, mężczyzna przyniósł ze sobą plastikową torbę z pieniędzmi złożonymi za przystankiem w Białobłotach.

Tłumaczył, że śledził osoby, które zawiozły okup i postanowił zabrać pieniądze, bo zostały położone w miejscu zbyt widocznym dla osób postronnych i ktoś niepowołany mógłby je zabrać. - Powiedział również, że jeśli chcemy, to po kolejnej informacji od porywaczy on sam fachowo zajmie się podłożeniem pieniędzy – relacjonowała dziennikarzom wydarzenia czwartkowego wieczoru i nocy Beata Ruminkiewicz.

Był bardzo ostrożny

Chwilę później w mieszkaniu rodziców Olka pojawili się policjanci, którzy zatrzymali Krzysztofa F. Jak się okazało, mężczyzna był na miejscu złożenia okupu dwa razy. Za pierwszym razem nie podjął pieniędzy, ponieważ zaniepokoiło go, że – inaczej niż zażądał w anonimie - przywieźli go obcy ludzie. Pojechał więc do mieszkania Ruminkiewiczów i pod pozorem zainteresowania przebiegiem wydarzeń, wydobył od nich informację o przyczynach innego niż zażądano w liście sposobu dostarczenia okupu. Uspokojony, wrócił do Białobłotów i zabrał pieniądze.

Potwierdzenie
Proszę zaznaczyć powyższe pole