Podwyżki w MOSiR jeszcze będą, ale urząd oszczędza na najmniej zarabiających

Przesuwając podwyżkę części pracowników MOSiR o cztery miesiące urząd oszczędza jakieś 100 tys. zł. Szkoda, że dzieje się to kosztem tych najsłabszych.

Na moje pytanie, jakie były kryteria przyznawania tych podwyżek, otrzymałem od Rafała Duchniewskiego odpowiedź ogólnikową i mało konkretną, że brano pod uwagę

„zakres powierzonych obowiązków, poziom uposażenia względem innych pracowników na porównywalnych stanowiskach, rynkowe stawki płac oraz sytuację budżetu”.

Odpowiedź ta przyszła na redakcyjną pocztę prawie dwa tygodnie temu, ale potrzebowałem czasu, żeby dowiedzieć się, co myślą o tym pracownicy MOSiR. Nie chciałem poprzestać na jednej czy dwóch opiniach, więc musiało potrwać, zanim udało mi się spotkać z większą liczbą osób. Nikt nie odważył się bowiem na rozmowę z dziennikarzem w miejscu publicznym.

Usłyszałem natomiast, że dopiero ode mnie dowiedzieli się, że pracownicy nieobjęci podwyżką od września, dostaną ją w styczniu. Nie znają kryteriów, według których podwyżki były przydzielane i uważają, że zostały one wymyślone po fakcie. Oberwało się też autorowi/autorce anonimu, który - zdaniem moich rozmówców - bardziej szkodzi sprawom pracowniczym niż im w czymkolwiek pomaga. A na koniec dowiedziałem się, że

„gdyby to nie był Konin, pani dyrektor nie miałaby już połowy załogi”.

Wszystko wskazuje więc na to, że choć władze Konina zdobyły się na spełnienie oczekiwań płacowych pracowników MOSiR, to jak zwykle przekombinowały, nie osiągając poprawy nastrojów w firmie. A w kolejce po podwyżkę czekają już zapewne pracownicy innych wydziałów UM i instytucji miejskich. I tłumaczenie się kiepską sytuacją miejskiego budżetu raczej mało kogo przekona, bo przecież dla wybranych (o czym można przeczytać choćby w tekście „Urząd chce sprostowania nieprawdziwych danych o wynagrodzeniach urzędników”) pieniądze się znajdują.