Skocz do zawartości

Prześlij nam swoje filmy, zdjęcia czy tekst. Bądź częścią naszego zespołu. Kliknij tutaj!

LM.plWiadomościWojtek Oliński: „Gram, bo to coś, co lubię robić najbardziej”

Wojtek Oliński: „Gram, bo to coś, co lubię robić najbardziej”

Dodano:
Wojtek Oliński: „Gram, bo to coś, co lubię robić najbardziej”
Wywiad

Wojtek Oliński to młody, bardzo utalentowany gitarzysta z Konina, który właśnie wydał swoją debiutancką płytę „Am I going the right way?” O tym jak powstawała, o inspiracjach i o jeszcze kilku innych sprawach dowiecie się czytając wywiad, którego nam udzielił.

Od jak dawna grasz na gitarze?

Pierwsze kroki w tym kierunku zacząłem stawiać w wieku pięciu, sześciu lat. Podglądałem, jak grał mój tata i sprawiało mi to dużą przyjemność. W pewnym momencie poprosiłem go, aby pokazał mi kilka akordów. Nauczyłem się jednego, potem drugiego... Wtedy zaczęły się schody, bo im dalej, tym trudniej. Tata pokazywał mi, jak się gra klasykę rocka. AC/DC, te klimaty. Gdy miałem siedem lat na gwiazdkę otrzymałem Harley Bentona, swoją pierwszą gitarę elektryczną. Mam ją zresztą do dzisiaj, ale jest już w opłakanym stanie (śmiech). Z czasem rodzice zapisali mnie do szkoły muzycznej, chociaż moje zdanie było na ten temat inne. Uważałem, że to mi się do niczego nie przyda. Chciałem być gitarzystą rockowym i postanowiłem sobie to odpuścić. Ale po roku, gdy byłem w drugiej klasie podstawówki stwierdziłem, że jednak posłucham rodziców i zacząłem uczęszczać do Szkoły Muzycznej im. Ignacego Jana Paderewskiego w Koninie. Zdecydowałem się na klasę o profilu gitara klasyczna. Przy czym już na pierwszej lekcji mojemu nauczycielowi Andrzejowi Majewskiemu zaznaczyłem, że klasyka to nie jest to, co chciałbym grać. Zacząłem mu opowiadać o wirtuozach gitary. Pewnie wielu nauczycieli nie zareagowałoby z taką dozą zrozumienia, jak pan Andrzej. Nie będę ukrywał, że bardzo dobrze go wspominam.

Z czasem w Oskardzie doszło do koncertu comb jazzowych i jako że tata znał się z saksofonistą Pawłem Zielakiem, zapytał go czy nie da się namówić na to, abyśmy we trójkę zaimprowizowali. Bardzo cieszyłem się z tego, że do tego doszło i że mogłem zagrać. Tam zauważył mnie Szymon Wieczorkiewicz, nauczyciel gitary basowej i kontrabasu w naszej szkole, który posiada niesamowitą wiedzę. W ten sposób trafiłem do jego combo. W szóstej klasie pierwszego stopnia zacząłem brać lekcje u Michała Kaczmarczyka, który jest moim obecnym nauczycielem w klasie gitary jazzowej drugiego stopnia.

Grasz tylko na gitarze elektrycznej? Czy można cię także usłyszeć w akustycznym brzmieniu?

W akustycznym jak najbardziej, natomiast nie w klasycznym. Na mojej płycie jest kilka fragmentów, w których gram na „akustyku”.

Powiedziałeś kiedyś „nie będę grał żadnych baroków!”. Podtrzymujesz to zdanie?

Muzyka barokowa, tak samo jak klasyczna jest piękna. Natomiast nie jest to coś, w czym czuję się najlepiej.

Co ci dał udział w warsztatach z Tomaszem Andrzejewskim?

To był przełomowy moment. Dzięki niemu poprawiłem technikę swojej gry, mogłem posłuchać jak komponuje. Tomasz Andrzejewski jest także bardzo dobrym lutnikiem i swoje gitary wysyłałem do niego, aby odpowiednio je ustawił. Jego muzykalność także miała wpływ na moje granie.

Grywasz jeszcze na trofeum zdobytym podczas Grand Prix Płockich Konfrontacji Gitarowych?

Musiałem ją sprzedać, aby kupić sprzęt do swojego domowego studia. A występ w Płocku bardzo dobrze wspominam. Chociaż nie wszystko szło bez problemów (śmiech) Był piątek trzynastego i wszystko szło świetnie, dopóki w trakcie konkursu laureatów nie pękła mi struna. A to spowodowało, że cała gitara się rozstroiła. Ale nagrody głównej nikt mi nie zabrał (śmiech)

Czujesz się bardziej gitarzystą solowym, czy bycie członkiem zespołu także nie sprawiłoby ci trudności?

Przyjemność sprawia mi zarówno odtwarzanie muzyki innych autorów, jak i granie swoich rzeczy.

Co cię zatem bardziej pociąga? Scena czy studio?

Bez znaczenia. Miło jest usłyszeć siebie na czyjejś płycie, ale granie na scenie daje zupełnie inne uczucia i energię.

Z kim z żyjących gitarzystów chciałbyś wystąpić na scenie?

Jeżeli chodzi o jazz, fusion, to z pewnością z Frankiem Gambale, Martinem Millerem, Patem Metheny'm. Gdy weźmiemy pod uwagę rock metal to z Plinim, Johnem Petruccim, Guthriem Govanem, Ericiem Jonhsonem. Z tym ostatnim ze względu na jego czyste brzmienie i zdolności kompozytorskie.

Odbiegnijmy na moment od głównego tematu naszej rozmowy. Jak wspominasz występ w Dzień Dobry TVN?

Wszystko wydarzyło się dość niespodziewanie. Występ na żywo był w czwartek, a ja o wszystkim dowiedziałem się w poniedziałek. Pani Katarzyna Hryciuk z wydziału gastronomicznego napisała do mnie, żebym przyszedł do niej w przerwie pomiędzy lekcjami. Nie miałem pojęcia o co może chodzić. No i dowiedziałem się, że na uroczystość związaną ze świętami w naszej szkole przyjeżdża Dzień Dobry TVN w ramach konkursu piernikowego. Była możliwość, abym zagrał na koniec programu. Stwierdziłem, że nie mogę przepuścić takiej okazji i od razu napisałem do Igi, mojej dziewczyny, czy ma ochotę wziąć w tym udział. Oczywiście się zgodziła. Nie mieliśmy ani jednej próby, bo nie widzieliśmy się przez ten czas.

Bardzo byliście stremowani?

Oczywiście, że tak, zwłaszcza na początku. Zarówno ja, jak i Iga czuliśmy kołatanie w sercu. Świadomość, że to idzie na żywo mogła nieco przerażać, ale z każdą sekundą czuliśmy się coraz lepiej.

Ktoś wam sugerował co macie zagrać? Czy to była wasza decyzja?

To był nasz wybór. Z Igą mieliśmy nastrój na słuchanie piosenek w świątecznym klimacie i dlatego zagraliśmy „Snowman”, wielki przebój australijskiej wokalistki o pseudonimie Sia. To piosenka refleksyjna i zaaranżowaliśmy ją na gitarę i wokal.

Porozmawiajmy teraz o twoim fonograficznym debiucie. Kiedy skomponowałeś pierwszy kawałek na płytę?

Pierwsze pomysły narodziły się mniej więcej dwa lata temu. Nie chciałem się spieszyć, dzięki temu na mojej płycie udało się uzyskać możliwie jak najlepsze brzmienie. Widać w tym wszystkim większą dojrzałość.

Jak nazywa się ten numer?

Am I going the right way.

W jaki sposób powstawała płyta? Masz domowe studio, w którym mogłeś to zrobić? Czy może nagrania były realizowane w jakimś innym miejscu?

Tak, płyta powstawała w moim domowym studio. Wyjątkiem są partie saksofonu, które Zbyszek Żmijewski nagrywał samodzielnie.

Ile czasu zajęło nagranie całości materiału?

Proces tworzenia i mastering zajęły jakieś dwa lata.

Twoją debiutancką płytę otwiera „Saint”. Skąd pomysł na tytuł?

Jeżeli mam być szczery o tytułach części utworów decydował przypadek. Najchętniej nie nazywałbym ich wcale. Coś w stylu „1”, „2” i tak dalej. Wtedy każdy by miał pole do własnej interpretacji. W przypadku „Saint” to było tak, że oglądałem filmik na you tube zatytułowany „Święte BMW”. Dotyczy on starej beemki serii 7, a że w tym czasie miałem na rękach gitarę, zacząłem coś grać. Przyszedł mi do głowy ten riff i wiedziałem już, że nie będzie lepszego tytułu dla tego numeru.

Pierwsze dźwięki z tego kawałka przypominają gitarę The Edge'a z U2, a potem jeszcze przez kilka taktów ta kompozycja zmienia nieco barwy na pink floydowskie klimaty. Słuszny trop?

Na pewno nie miałem takich intencji, ale jeżeli „Saint” choć w niewielkim stopniu przypomina brzmienie tak wielkich artystów, to tylko mogę się z tego cieszyć.

Następnie jest bardzo zróżnicowane „9.7.1”. Z początku nastrojowe, potem nieco ponure, znów wyciszone, by z końcem być bardziej drapieżne.

Dokładnie tak. Nie chciałem żeby ta płyta była jednowymiarowa. Moją intencją było, żeby każdy mógł znaleźć coś dla siebie.

Trzeci utwór na twojej płycie to „Am I going the right way?” Czuć w nim, że szukasz odpowiedzi na jakieś pytanie. No właśnie, czy twoim zdaniem podążasz właściwą drogą?

To pytanie chciałbym zadać słuchaczom. Czy oni uważają, że to co im prezentuję, to jest właściwa droga?

A czym dla ciebie jest „właściwa droga”?

To postępowanie w zgodzie z samym sobą. Robienie rzeczy, które sprawiają nam radość. To także podejmowanie trudnych decyzji.

O czym jest „August 11th”? Co się wtedy wydarzyło?

Akurat jedenastego sierpnia wymyśliłem riff do tego numeru. Domyślam się, że to mało oryginalne, ale cóż... Przepraszam tych, którzy w tym momencie czują się rozczarowani (śmiech)

W tym utworze twoja gitara świetnie współgra z klawiszami fortepianu i saksofonem tenorowym. Dlaczego swoją muzykę postanowiłeś wzbogacić akurat o te instrumenty?

Miałem wizję, w której mój bardzo dobry kolega Zbyszek Żmijewski zagra odjechane solo na saksofonie. Chodziło też o to, aby wzbogacić brzmienie płyty innymi instrumentami. Na pianinie zagrała moja bardzo dobra przyjaciółka Oliwia Szadkowska, z którą od lat mam przyjemność grać w zespole Szymona Wieczorkiewicza. To także był jeden z pomysłów na August 11th

Na okładce płyty zamieściłeś podziękowania. Jako pierwszą osobę wymieniłeś Igę, swoją dziewczynę. Musi dla ciebie wiele znaczyć.

Tak, to prawda. Jest niesamowita. Poza tym była bardzo cierpliwa, gdy po raz kolejny prosiłem ją o przesłuchanie każdego kawałka. Dziękuję za rady, które mi dawała. Mocno mnie wspierała, gdy nie miałem już ochoty dalej brnąć w brzmienie tych kawałków, bo uważałem że są do niczego. Jest moją podporą.

Czy zainspirowała cię do napisania któregoś utworu?

Tak, ale nie zdradzę którego (śmiech)

Moim zdaniem to „Taste of yours”.

Może tak, może nie...

O kim, lub o czym jest „Salen”?

Tytuł nawiązuje do nazwy szwedzkiej miejscowości, w której powstała moja gitara, czyli Strandberg, model Soren.

Słuchając twojej płyty trudno nie odnieść wrażenia, że jesteś fanem Joe Bonamassy.

Był jedną z moich inspiracji. Gdy byłem młodszy tata słuchał jego płyt, zatem ja również. Więc inspiracje jego twórczością na mojej płycie są naturalne. Inni gitarzyści, których bardzo lubię to John Mayer, australijski gitarzysta Plini, który gra rocka progresywnego i metal. Jego twórczość z pewnością miała wpływ na to jak brzmi moja płyta. Poza tym Steve Vai, Joe Satriani, John Petrucci, Guthrie Govan, Martin Miller... No i Eric Johnson – jego echa również słychać na tej płycie.

Gdzie można nabyć „Am I going the right way?”

Dziesiątego grudnia, a więc w piątek, była oficjalna premiera mojej płyty oraz singla „Taste of yours”. Fizycznie można ją nabyć na stronie case-studio.pl, lub kontaktując się ze mną. Już niedługo powinna być dostępna w dystrybucji cyfrowej na spotify, czy itunes, A na wcześniej wymienionych serwisach streamingowych od dziesiątego grudnia jest także dostępny singiel „Taste of yours”. Wkrótce pojawią się dwa następne.

Jesteś jeszcze nastolatkiem. Gdzie widzisz siebie, powiedzmy za dziesięć lat?

Moim marzeniem jest, aby ukończyć Akademię Muzyczną w Poznaniu na wydziale jazzowym. Chciałbym utrzymywać się wyłącznie z grania, bo to coś, co najbardziej lubię robić. Mam także nadzieję, że w przyszłości będę szczęśliwym człowiekiem. Że będę miał okazję poznawać fascynujących ludzi, z którym będę mógł wspólnie muzykować. I że nadal będzie ze mną Iga, która także będzie w przyszłości związana z muzyką. Więcej do szczęścia nie powinno mi być potrzebne.

Wojtek Oliński: „Gram, bo to coś, co lubię robić najbardziej”
Wojtek Oliński: „Gram, bo to coś, co lubię robić najbardziej”
Wojtek Oliński: „Gram, bo to coś, co lubię robić najbardziej”
Wojtek Oliński: „Gram, bo to coś, co lubię robić najbardziej”
Potwierdzenie
Proszę zaznaczyć powyższe pole