Skocz do zawartości

Prześlij nam swoje filmy, zdjęcia czy tekst. Bądź częścią naszego zespołu. Kliknij tutaj!

LM.plWiadomościWystrzegajcie się jeździć do Warszawy koleją przez Kutno, bo doznacie udręczeń

Wystrzegajcie się jeździć do Warszawy koleją przez Kutno, bo doznacie udręczeń

KONIŃSKIE WSPOMNIENIA

Dodano:
Wystrzegajcie się jeździć do Warszawy koleją przez Kutno, bo doznacie udręczeń
Konińskie Wspomnienia

Skoro mamy początek nowego roku, w Konińskich Wspomnieniach również przeczytacie Państwo podsumowanie. Z tą różnicą, że będzie ono dotyczyło minionych dwunastu miesięcy... sprzed stu lat.

Opowieść o tym, co działo się w Koninie w 1923 roku i czym zajmowali się jego mieszkańcy zacznę od kolejowego połączenia z szerokim światem, a więc Poznaniem i Warszawą, które było wtedy nowością. I zapewne zaskoczę czytelników Konińskich Wspomnień konstatacją, że mało kto – nie licząc naprawdę nielicznych wyjątków – z niej korzystał.

Wigwam zamiast dworca

Przyczyny takiego stanu rzeczy przybliżył czytelnikom Głosu Konińskiego korespondent tygodnika podpisujący się skrótem „Kord”, który w jego pierwszym w 1923 roku numerze obszernie opisał trudy swojej podróży do Warszawy. Relację zaczął od ostrzeżenia:

„wystrzegajcie się jeździć do Warszawy koleją przez Kutno, bo doznacie udręczeń jak niżej podpisany”.

Udręka zaczęła się już na stacji:

„Zajechałem przed wigwam, pełniący funkcję dworca na pół godziny przed pociągiem”.

I tu winien jestem Czytelnikom - przynajmniej tym, którzy nie czytali moich wcześniejszych tekstów o konińskich dworcach - krótkie wyjaśnienie. Ponieważ docelowy dworzec kolejowy – ten, którego tak żałują dzisiaj mieszkańcy Konina – został oddany do użytku dopiero w lutym 1929 roku, do tego czasu jego zadania wypełniał na konińskiej stacji niewielki barak, w którym po wojnie funkcjonowało przedszkole (fot. 1), a później sklep spożywczy „Bartosz”. Wokół niego dopiero budowano pozostałe elementy infrastruktury, które oglądamy na co dzień. Nie było więc jeszcze nie tylko siedmiu postawionych podczas wojny przez Niemców bloków, ale również obu budynków mieszkalnych stojących po obu stronach poczty (fot. 2 i 3) oraz tak charakterystycznej i oczywistej dzisiaj dla mieszkańców Konina wieży ciśnień. Rację miał więc dziennikarz, pisząc: „zajechałem przed wigwam, pełniący funkcje dworca”, bo ów baraczek stał przy torach samotnie.

Żeby nie przejechać nosorożca

Podróż pociągiem do stolicy korespondent Głosu przyrównał do egzotycznych podróży afrykańskich:

„Prowizoryczność zabudowań stacyjnych w zupełności przypomina linje kolejowe na terenach świeżo trzebionych puszcz dziewiczych, a szybkość ruchu pociągów nie jest większa od afrykańskiej, gdzie prowadzący pociąg maszynista obawia się najechać na dzikiego słonia, nosorożca czy jakiego innego potwora, mogącego spowodować katastrofę kolejową”.

Od razu wyjaśnię, dlaczego w 1923 roku pociągi jeździły tak wolno, nie przekraczając na odcinku między Strzałkowem i Kutnem prędkości 30 kilometrów na godzinę, co powodowało, że podróż z Poznania do Warszawy trwała ponad... trzynaście godzin! Otóż 111 km toru między pierwszymi z wymienionych wyżej miejscowości położono w niecały rok, przyspieszając prace z powodu wojny polsko-bolszewickiej, żeby już w maju 1920 roku puścić nową linią pociągi z zaopatrzeniem dla wojska. A ponieważ robotnicy zostali skierowani do prac fortyfikacyjnych na froncie, plac budowy na kilka miesięcy zamarł i ożył dopiero w 1921 roku.

I dopiero 25 stycznia 1922 roku odbył się pierwszy oficjalny i uroczysty przejazd nową trasą kolejową.

Długo jak do Wilna

Prędkość 30 km na godzinę nie oznaczała wcale, że 111 kilometrów nowej linii pociąg pokonywał w 3 godziny i 42 minuty, jak by wynikało z prostego przeliczenia. Na załączonym rozkładzie jazdy (il. 4) można przeczytać, że wyjeżdżający z Konina o godzinie 13.25 pasażer docierał do Kutna dopiero o 17.20, a więc po niemal czterech godzinach, a podróż ze Strzałkowa trwała prawie pięć i pół godziny. Na długość przejazdu miał jeszcze wpływ czas spędzony na poszczególnych przystankach, a szczególnie na tych wymagających przesiadki w Strzałkowie i Kutnie. Zresztą jeszcze na początku lat trzydziestych, kiedy Polskie Koleje Państwowe podjęły próbę zwiększenia prędkości składów, okazało się, że – jak podał Robert Michalak w swojej pracy „Dzieje kolei w Koninie” – „jazda z prędkością powyżej 70 km/h, powodowała nadmierne zużycie węgla i przeciążenie parowozów”. Dlatego „w 1938 roku prędkość handlowa (uwzględniająca czas postojów na przystankach - dop. RO) na odcinku Warszawa – Konin – Poznań wahała się od 42,5 do 61,2 km/h”.

strona 1 z 2
strona 1/2
Potwierdzenie
Proszę zaznaczyć powyższe pole