Wyprawa dwóch triathlonistów. Przepłynęli wpław ze Ślesina do Gosławic
Blisko cztery godziny spędzili w wodzie dwaj konińscy triathloniści, którzy postanowili przepłynąć wpław dystans ze Ślesina do Gosławic. – Nigdy nikt w historii jeszcze się tego nie podjął i chcieliśmy to zrobić jako pierwsi – mówią.
Jerzy Smug i Kacper Koszal to miłośnicy sportu, zwłaszcza triathlonu. Na pomysł wodnej wyprawy ze Ślesina do Gosławic wpadł młodszy z nich.
– Siedziało mi to w głowie już od kilku lat, ale zawsze albo brakowało czasu, albo pogodowo było coś nie tak, albo logistycznie brakowało czegoś, żeby to było bezpieczne i realne do zrobienia – mówi Kacper Koszal. – Jurek Smug to legenda polskiego triathlonu. On nauczył mnie pływać. Ta podróż była dla mnie bardzo ważna i dlatego chciałem, żebyśmy popłynęli razem – dodaje.
Sportowcy nie przygotowywali się specjalnie do przepłynięcia 10 km odcinka. Jerzy Smug w tym roku ścigał się w zawodach pływackich na wodach otwartych, a Kacper Koszal cały czas trenuje do triathlonu.
– Traktowaliśmy to jako długi „trening” – podkreśla Koszal. – Decyzja odnośnie dnia i startu tego wydarzenia była podjęta raptem kilka dni wcześniej. Wiedzieliśmy, że ten tydzień to ostatnia realna pogoda, żeby komfortowo płynąć bez pianek - dodaje.
To (pływanie w piankach) byłoby zdaniem triathlonistów zbyt proste, bo powodowałoby uczucie zawieszenia na wodzie. Obaj pływacy przyjęli natomiast zasadę zakazu dotykania łodzi i stawania na dnie.
– Przez cztery godziny byliśmy zdani tylko na własne umiejętności – mówi Kacper Koszal.
Mężczyźni wyruszyli ze Ślesina wczoraj po południu. Asekurowali ich ratownicy WOPR, a wspierali przyjaciele i znajomi.
– Pływanie na otwartych wodach rządzi się innymi prawami niż pływanie w basenie. Ktoś, kto dobrze radzi sobie w basenie niekoniecznie będzie się dobrze czuł na otwartej wodzie. Dochodzą elementy związane z nawigacją, brakiem dna i poniekąd brakiem bezpieczeństwa – podkreśla Koszal. – Dla mnie przepłynięcie naszych jezior było udowodnieniem przede wszystkim sobie, że jestem w stanie pokonać w głowie lęk przed wodą otwartą, glonami i wszystkim tym co w tej wodzie pływa. Wszyscy ludzie, którzy nam pomagali w tym wydarzeniu, w tym WOPR chyba mocno się tym przejęli, bo prowadzeni byliśmy wręcz idealnie, a w glony wpadłem tylko raz – dodaje z uśmiechem.
Pokonanie dystansu ze Ślesina do Gosławic to wstęp do dużego wydarzenia, w którym konińscy pływacy zamierzają wziąć udział. W nocy z 17 na 18 listopada ( od godz. 18:00 do 6:00) na basenie w Mogilnie zmierzą się w maratonie charytatywnym. Otyliada odbywać się będzie na 35 pływalniach w całym kraju, a uczestniczyć w niej będzie około 1500 zawodników.
fot. Anna Małkowicz