Skocz do zawartości

Prześlij nam swoje filmy, zdjęcia czy tekst. Bądź częścią naszego zespołu. Kliknij tutaj!

LM.plWiadomościCo wypadki na drogach miały wspólnego z wędlinami, czyli tajemnice końskiej jatki

Co wypadki na drogach miały wspólnego z wędlinami, czyli tajemnice końskiej jatki

KONIŃSKIE WSPOMNIENIA

Dodano:
Co wypadki na drogach miały wspólnego z wędlinami, czyli tajemnice końskiej jatki
Konińskie Wspomnienia

Od połowy lat sześćdziesiątych, kiedy Michalakowie zostali w związku z budową trzeciego osiedla wywłaszczeni, a kioski zlikwidowane, to miejsce zmieniło się bardzo radykalnie. Nie ma tartaku ani domu rodzinnego pani Elżbiety Pilarskiej, a Dworcowa zyskała od strony galeriowca drugą nitkę. Wspomniane kioski stały więc gdzieś na pasie zieleni rozdzielającym obie jej jezdnie, w miejscu, które dzisiaj można opisać tylko w przybliżeniu.

Kto ma zdjęcie?

W dokładniejszej lokalizacji pomogła mi najmłodsza z córek Bolesława Łacińskiego, do której postanowiłem się udać przed napisaniem tego tekstu. Wcześniej nie prosiłem jej o pomoc, uznawszy, że Ewa Rajzner nie powie mi niczego ponad to, co usłyszałem od jej starszych sióstr. I popełniłem błąd, bo okazało się, Bolesław Łaciński korzystał z pomocy swojej 16-letniej wówczas córki zarówno w sklepie przy ulicy Słowackiego, jak i w punkcie przy ulicy Dworcowej.

- Jak siedziałam w tym kiosku, to naprzeciwko widziałam ten nowy blok – wyjaśniła mi pani Ewa.

Chodzi oczywiście o blok przy ulicy Dworcowej 8 i to bliżej jego południowego końca, od strony Alei 1 Maja. Przyjąłem więc, że mniej więcej mogło to być miejsce, w którym obecnie stoi widoczna na załączonym zdjęciu latarnia (fot. 1-2), choć równie dobrze kiosk mógł stać bliżej dworca. Bardziej precyzyjne oznaczenie tego miejsca nie jest dzisiaj możliwe, natomiast zdecydowanie lepsze wyobrażenie o nim dałaby fotografia. Ponieważ nie udało mi się dotąd jej zdobyć, będę bardzo wdzięczny – i domyślam się, że podobnie myśli większość czytelników Konińskich Wspomnień - jeśli posiadacz takiego zdjęcia udostępni je nam do publikacji.

Sucha belgijska

- Największą furorę robiła sucha belgijska – wspomina pani Ewa.

Pamięta też, że kosztowała ona aż 48 zł za kilogram, a więc bardzo dużo przy 1.763 zł, jakie w 1963 roku zarabiał przeciętny Polak. To dlatego zapewne większość jej klientów stanowili lekarze, adwokaci i przedstawiciele innych zawodów podobnie jak wymienione dość dobrze w PRL wynagradzanych. Ale nie tylko.

– We wtorki i piątki, kiedy był targ w starym Koninie, przyjeżdżali ludzie spoza naszego miasta i wtedy ustawiały się do mnie kolejki.

Sucha belgijska nie była jedyna.

- Mieliśmy własną wędzarnię i dużo było rodzajów tych wędlin - opowiada Ewa Rajzner. - Na gorąco była na przykład gorzowska wędzona, salami była, a później miałam klientów, którzy przychodzili po polędwiczki końskie. Tata przymierzał się nawet do wysyłania swoich wędlin za granicę, był nawet w Gdańsku na szkoleniach, umowy jakieś podpisywał, ale to wszystko nie doszło do skutku, bo zaczął chorować, a potem umarł.

Naprzeciwko postoju taxi

Po śmierci Bolesława Łacińskiego w 1969 roku masarnię przejął syn Grzegorz. Końska jatka w nowym Koninie stała wtedy już w innym miejscu, bo w drugiej połowie lat sześćdziesiątych teren tartaku został oczyszczony z dawnej zabudowy.

– Ojciec przeniósł nasz kiosk na Kolejową, naprzeciwko postoju taksówek, ale ja tam już nie sprzedawałam – usłyszałem od Ewy Rajzner.

Co wypadki na drogach miały wspólnego z wędlinami, czyli tajemnice końskiej jatki
Co wypadki na drogach miały wspólnego z wędlinami, czyli tajemnice końskiej jatki
Co wypadki na drogach miały wspólnego z wędlinami, czyli tajemnice końskiej jatki
Co wypadki na drogach miały wspólnego z wędlinami, czyli tajemnice końskiej jatki
Potwierdzenie
Proszę zaznaczyć powyższe pole