Bez spodni do parku. Kiedy ogród spacerowy był salonem Konina
KONIŃSKIE WSPOMNIENIA
W drugiej połowie lat sześćdziesiątych, kiedy byłem przedszkolakiem, a później uczniem pierwszych klas podstawówki, do parku w starym Koninie jeździliśmy na wycieczki.
Orkiestry rozmieszczono dużą podkową na placu przed kioskiem. Brak podium z konchą akustyczną zmniejszały, rzecz prosta, siłę dźwięku, na czem traciła dynamika. To czego obawiał się wydelikacony słuch, a więc przytłaczającego wrażenia instrumentów perkusyjnych - nie było.
Program bardzo popularny, jednak umiejętnie zestawiony, rozpoczynał się pełnym animuszu i... dobrej wiary Marszem Nowowiejskiego „Pod sztandarem pokoju”. Z dalszych numerów - a było ich 10 - specjalnie wyróżniał się z przejęciem oddany cykl pieśni legjonowych, mocnym chwytem złączonych w harmonijną całość przez komp. Sikorskiego. Słuchamy pieśni tych zawsze ze łzą w oku. (...)
W dalszym ciągu podkreślamy z uznaniem dobre brzmienie instrumentów, w szczególności rożków angielskich i tę radość w wykonaniu wszystkich numerów muzycznych (to co Beethoven w swoim czasie nazwał „Die Freude am Spiel”), a także subtelne cieniowanie, jak i uzasadnione rubata, co już jest zasługą p. Gabrielewicza, jako głównego dyrygenta i pp. Kapelmistrzów, prowadzących orkiestry z wojskowem zacięciem.”
Kobiety jak amfory
Sprawozdawca Głosu cieszył się, że koncert zarobił na siebie, dzięki dużej liczbie słuchaczek i słuchaczy, którzy potraktowali wizytę w parku jako pretekst do zaprezentowania swoich strojów: „Kobiety w swej powiewności (ręczę, że jaroszki) wyglądały z oddali jak profilowe freski egipskie, zbliża upodabniały się amforom z wonnościami. (...) Mężczyźni popierali nie zawsze najlepsze marki monopolu tytoniowego. Komary nie miały tu co robić (subtelne nosy również, ale to detal).
Dzieci! O, te czuły się rajsko! Szmygały między publicznością z wojowniczymi okrzykami aż do ukrócenia przez mamy (wiadomo, w dzieciach muzyka rozbudza zawsze pierwotne instynkty).
Podczas pauzy przeciągnęła boczną aleją drużyna harcerek zamiejscowych, bo uznojonych, ściągających na „Ognisko” z mało znaną lecz aktualną piosenką „Ach! bo nie wie moja mama, jak ja w nim żyję”, śpiewaną z dziewczęcą dezynwolturą, co było wspaniałe”. (Głos Koniński nr 32 z 10 sierpnia 1935 roku)
Pan zapomniał włożyć spodnie!
Uwagi dziennikarza Głosu o ubiorach warto uzupełnić o przygodę, jaka przydarzyła się wspomnianemu już Aleksandrowi Kurowskiemu. Kiedy w Warszawie weszły w modę bardzo obcisłe białe spodnie, wybrał się w takich właśnie do konińskiego parku. Triumfalne wejście popsuł mu znajomy, starszy Żyd, który zatrzymał go przy furtce i z troską w głosie zwrócił szeptem uwagę: „Panie Kurowski, pan zapomniał włożyć spodnie”.
Stare zdjęcia Konina i liczne opowieści o naszym mieście z dawnych czasów znajdą Państwo w bogato ilustrowanym opracowaniu Jacka Wiśniewskiego „Stary Konin” (reprodukcja okładki pod artykułem). Warto dodać, że kilka miesięcy temu wyszła również wersja anglojęzyczna tego wydawnictwa, pierwsza w tym języku traktująca o historii Konina.
Robert Olejnik
Czytaj również: „Kości z cmentarza w Czarkowie przeniesiono na kirkut w Koninie”
Dziękujemy za Twoją obecność. Obserwuj nas w Wiadomościach Google, aby być na bieżąco.