Uniknął Katynia, przeżył niemiecki obóz i bicie przez UB, cz. I
KONIŃSKIE WSPOMNIENIA
Były też skrzypce, na których jego ojciec grywał, przeważnie w niedziele, utwory z klasycznego repertuaru. – A w salonie na widocznym miejscu wisiała szabla z pomponem - dodaje. - Wyraźny znak, że pan domu jest oficerem.
Oszust na procent
Warto przytoczyć jeszcze jedno wspomnienie Jana Brudkowskiego z tamtych czasów, które pokazuje, że choć dzisiaj łatwiej nam się podróżuje i komunikuje, to ludzka natura pozostała niezmienna. – Wbiła mi się też w pamięć wizyta babci Katarzyny, podczas której poskarżyła się ojcu, że jakiś oszust wyłudził od dziadków wszystkie oszczędności – opowiada Jan Brudkowski. Mężczyzna zaproponował starszym państwu wysoki procent od pożyczki i zniknął ze wszystkimi pieniędzmi, jakie mozolnie odkładali przez lata wspólnego życia na tak zwaną czarną godzinę. Już nigdy więcej go nie zobaczyli.
- Wojna zakończyła moje szczęśliwe i beztroskie dzieciństwo, z rowerkiem na trzech kółkach, pięknym koniem na biegunach i głębokim przekonaniem, że prawdziwy koń Dukat, jeden z dwóch, które ciągnęły bryczkę, jest moją własnością – podsumowuje Jan Brudkowski.
Ostatniego dnia sierpnia 1939 r. Józef Brudkowski (na zdjęciu obok w mundurze) udał się z kartą mobilizacyjną do macierzystej jednostki wojskowej. 17 września wraz z jej niedobitkami został wzięty do niewoli przez Rosjan. Kiedy doszły do nich wieści, że oficerowie są oddzielani od pozostałych żołnierzy, ordynans zaproponował porucznikowi Józefowi Brudkowskiemu zamianę mundurów. - Oderwał pagony z gwiazdkami, śmiejąc się, że przecież nikt nie uwierzy, że on może być oficerem – Jan Brudkowski doskonale pamięta opowieść ojca. – Argumentował jeszcze, że jest kawalerem, a ojciec ma żonę i trójkę małych dzieci. Powiedział: „Musi pan dla nich przeżyć, żeby ich wychować."
Druga część opowieści o Józefie Brudkowskim zostanie opublikowana w Nowy Rok.
Robert Olejnik