Rozbójnicy z podstawówki. Policyjna akcja sprzed ćwierci wieku
KONIŃSKIE WSPOMNIENIA
Jednak jesienią 1993 r. znów zaczęły się napady, co mocno wzburzyło mieszkańców Zatorza. Wprawdzie nie było wtedy internetu, ale takie wiadomości rozchodzą się błyskawicznie. Policja zorganizowała więc w pobliżu kładki stałe dyżury trzech funkcjonariuszy. Szybko okazało się jednak, że nie są oni w stanie kontrolować całego zagrożonego terenu.
Podjęto decyzję o zorganizowaniu zasadzki z udziałem nieumundurowanej policjantki. Akcja była sprzeczna z przepisami, więc oficjalnie funkcjonariuszka przebywała w pobliżu kładki prywatnie. Później, kiedy o tym pisałem, poproszono mnie o przemilczenie jej roli w całym zdarzeniu, toteż wystąpiła w moim tekście jako przypadkowa ofiara napadu.
Gazem po oczach
Kiedy w czwartek, 28 października 1993 r., zaczął zapadać zmierzch, w pobliżu kładki czuwało już siedmiu funkcjonariuszy. Mieli do dyspozycji dwa nieoznakowane radiowozy i noktowizor. Zaraz na początku dyżuru na kładce doszło do jakiejś szarpaniny, więc policjanci poderwali się, żeby ruszyć do działania, ale okazało się, że to fałszywy alarm – to tylko dwie grupki nastolatków o coś się posprzeczały. Kilka następnych godzin nie przyniosło niczego godnego uwagi. Funkcjonariusze, którzy mieli za sobą normalny ośmiogodzinny dzień pracy, zaczynali już odczuwać zmęczenie i zniecierpliwienie.
Około dwudziestej od strony ulicy Kolejowej na kładkę znów weszła policjantka po cywilnemu. 30-letnia funkcjonariuszka ubrała się elegancko, żeby jej wygląd przyciągał oczy, a w ręku niosła dopasowaną do szykownego stroju torebkę. Schodząc z kładki, minęła siedzących na schodach czterech nastolatków.
Od tej chwili wydarzenia poczęły się toczyć w błyskawicznym tempie. Chłopacy poderwali się ze stopni, jeden z nich szybko wyprzedził idącą i prysnął jej prosto w oczy gazem, a drugi wyszarpnął z rąk torebkę, przewracając kobietę na ziemię.
Dziękujemy za Twoją obecność. Obserwuj nas w Wiadomościach Google, aby być na bieżąco.