„Uporczywe echo”: Jak londyńczyk śladów dawnego Konina szukał
KONIŃSKIE WSPOMNIENIA
Sam autor języka polskiego się nie nauczył, bo nie znał zbyt dobrze tego języka również jego ojciec, absolwent jednej z licznych konińskich szkół religijnych, w której posługiwano się jidysz. Ale Theo nie nauczył się też ani jidysz, ani hebrajskiego, bo rodzice chcieli, żeby jak najlepiej wtopił się w angielską rzeczywistość.
Konin, Konin, Konin
Ojciec Theo, Simcha (Samuel) Ryczke, urodził się w 1892 r. w Golinie, ale całe życie czuł się koninianinem, bo jego rodzina przeniosła się do naszego miasta, kiedy był jeszcze bardzo małym dzieckiem. Najbardziej znanym w Koninie krewniakiem Theo był daleki kuzyn Aron Ryczke, właściciel tartaku w Czarkowie i miejski radny, którego żona Janina była przed wojną nauczycielką w konińskiej szkole powszechnej.
Choć w Koninie nigdy nie był Theo słyszał jego nazwę od zawsze:
„Kiedy bawiłem się zabawkami na podłodze, nie zwracając uwagi na rozmowy dorosłych, słyszałem, jak jedno słowo powtarza się nieustannie: Konin, Konin, Konin.”
I po latach Konin upomniał się o niego. Zaczęło się to na początku lat sześćdziesiątych od subskrypcji Konińskiej Księgi Pamięci, jaką postanowili wydać ocalali z Zagłady konińscy Żydzi, by uczcić pamięć utraconych rodzin i współmieszkańców. Komitet redakcyjny nie miał zbyt wielu funduszy, a zamierzenie było bardzo ambitne, więc książka ukazała się dopiero w 1968 r.
„Księga zawierała niemal osiemset stron informacji o historii i geografii miasta, wspomnień, szkiców biograficznych i innych faktów. Nie umiałem jej jednak przeczytać. Z wyjątkiem kilku stron w języku angielskim, była dla mnie równie niedostępna jak rękopisy znad Morza Martwego. Patrząc na strony numerowane od końca, zapisane od prawej do lewej, uznałem, że książkę w całości napisano po hebrajsku. Dopiero później dowiedziałem się, że w istocie większa jej część powstała w jidysz, w którym używa się alfabetu hebrajskiego. Tylko jeden rozdział nie wymagał wyjaśnień ani tłumaczenia: listy nazwisk, zajmujące stronę za stroną, każda z nich otoczona czarną, żałobną ramką.”
Pierwszy w Koninie film
Przez prawie dwadzieścia lat Theo Richmond poprzestawał na jej kartkowaniu i przeglądaniu zdjęć. Aż pewnego dnia 1987 r. znów trafił na strony w czarnej obwódce z listą ponad dwóch tysięcy nazwisk ofiar Zagłady. Ponieważ jako dziecko był posyłany przez rodziców do chederu, potrafił czytać po hebrajsku, choć nie znał w tym języku nawet jednego słowa. Kiedy natrafił na nazwisko Ryczke, zdał sobie sprawę, jak wielu jego krewnych z Konina znajduje się na tej liście. Wtedy postanowił, że napisze własną książkę o Żydach i Żydówkach z Konina.