Jak arcybiskup do Kazimierza Biskupiego ślubu udzielać przyjechał
KONIŃSKIE WSPOMNIENIA
Bal czy raczej tańce wieczorne odbyły się tam również w przeddzień ślubu, którego termin przypadał na początek lata, stąd zajeżdżających przed rezydencję Mańkowskich gości, witały dźwięki instrumentów, strojonych przez muzykantów. Nocleg dla nich przygotowano w pokojach na pierwszym piętrze pałacu, gdzie – to znów opinia Andrzeja Mycielskiego – „nie było apartamentów reprezentacyjnych ani o charakterze prywatnym, ale korytarz i pokoje w bezbarwnym stylu hotelowym”. Tym którzy się tam nie pomieścili „ zapewniono na rządcówkach folwarcznych odpowiednie kwatery”.
Obudzili go strażacy z Kazimierza
Tańce owe, „stanowiąc tylko uwerturę tego, co miało się dziać nazajutrz”, skończyły się dość wcześnie, bo już o północy. Rano natomiast pana młodego obudził „odgłos trąb dzielnej kazimierskiej straży pożarnej, która w ten sposób chciała nas uczcić, oraz śpiew dzieci z dworskiej ochronki, przybyłych tutaj z opiekunkami”. Kiedy przyszła pora wyruszyć do kościoła, przed dworem stanął szereg eleganckich pojazdów „z furmanami w strojnych liberiach i cylindrach”.
Ślub odbył się oczywiście w kazimierskiej farze, o której Andrzej Mycielski napisał, że „pamiętała jeszcze czasy Chrobrego”, a udzielił go młodej parze arcybiskup Edward Ropp, wuj Wandy Mańkowskiej, niegdyś głowa Kościoła katolickiego w Rosji. Celebransowi towarzyszył ksiądz proboszcz Tadeusz Sypniewski, a na chórze pieśń „Pobłogosław Jezu” śpiewał wspomniany wcześniej Józef Mańkowski.
Po ślubie na... spacer
Po opuszczeniu kościoła para młoda wsiadła do otwartego landauera (rodzaj powozu), zaprzężonego w parę świetnych koni, i... pojechała na spacer. Chodziło bowiem o to, żeby wszyscy goście zdążyli w tym czasie wrócić do pałacu i odpowiednio uroczyście powitać nowożeńców, którzy zjawili się na miejscu pół godziny później.
Dziękujemy za Twoją obecność. Obserwuj nas w Wiadomościach Google, aby być na bieżąco.