Skocz do zawartości

Prześlij nam swoje filmy, zdjęcia czy tekst. Bądź częścią naszego zespołu. Kliknij tutaj!

LM.plWiadomościWakacje nad jeziorem Niesłusz. Zboże zamiast bloków i kościoła

Wakacje nad jeziorem Niesłusz. Zboże zamiast bloków i kościoła

KONIŃSKIE WSPOMNIENIA

Dodano:
Wakacje nad jeziorem Niesłusz. Zboże zamiast bloków i kościoła

W rezultacie regularna eksploatacja złoża zaczęła się dopiero w styczniu 1955 roku, a zakończyła sześć lat później, po wydobyciu czterech milionów ton węgla. Akurat wtedy się urodziłem, więc nie było mi dane zobaczyć jeziora Niesłusz nawet w wieku niemowlęcym.

Wieś w mieście

Mimo to przez całe dzieciństwo Niesłusz był dla mnie doskonałym miejscem na wakacje. Inaczej bowiem niż dzisiaj, był wtedy jeszcze prawdziwą wsią z polami obsianymi łanami zbóż i charakterystycznymi odgłosami inwentarza. I nic się w tym względzie nie zmieniło w 1967 roku, kiedy miejscowość została włączona w administracyjne granice Konina.

Tak było również pięćdziesiąt lat temu, latem 1969 roku, kiedy skończyłem pierwszą klasę szkoły podstawowej. Na osiedlu, jak wtedy niemal wszyscy dorośli mówili na nowy Konin, nie było zbyt wielu atrakcji. Dom kultury i basen (wtedy mówiło się Pałac Sportu) były dopiero budowane, więc największą atrakcją pozostawało latem wesołe miasteczko, które rozkładało się czasem obok świetlicy kolejowej.

Pieszo pod wiaduktem

Z bloku przy ulicy Kolejowej, gdzie mieszkałem u rodziców mamy, do gospodarstwa dziadków Olejników w Niesłuszu były niecałe dwa kilometry. Najkrótsza droga prowadziła wzdłuż torów, przy których - kilkadziesiąt metrów na wschód od przejazdu kolejowego na ulicy Okólnej - stał dom rodzinny mojego ojca.

Cały ten dystans pokonywaliśmy oczywiście pieszo, bo autobusy do takich miejsc nie docierały. Granicą między miastem a wsią była ulica Przemysłowa. Dla jej pokonania trzeba się było wdrapać po bardzo stromych schodach na nasyp i zejść po jego drugiej stronie. Kilka lat później, kiedy już sam pokonywałem tę drogę, najczęściej schodziłem pod wiadukt i przechodziłem obok torów, bo na schody nie chciało mi się wchodzić.

Chabry i skowronki

Samo przekroczenie ulicy nie sprawiało trudności, bo samochody jeździły tędy w większej liczbie dopiero po godzinie czternastej, kiedy pierwsza zmiana w kopalni i innych konińskich molochach przemysłowych kończyła pracę i na ulicę wyjeżdżały autobusy dowożące i odwożące pracowników. Za to widok, jaki mieliśmy z ulicy, całkowicie różnił się od tego, co można z tego miejsca zobaczyć dzisiaj. Otóż po lewej stronie nie było nie tylko kościoła i straży pożarnej, ale też żadnej ze stojących tam stacji paliw czy bloków mieszkalnych. Zamiast nich wszędzie tam złociło się w skwarnym słońcu zboże, poprzetykane czerwienią maków i niebieskimi chabrami.

Podobnie było i po prawej stronie torów, kiedy już zeszło się z nasypu po drugiej stronie ulicy Przemysłowej. Wprawdzie w tym czasie po drugiej stronie ulicy 11 Listopada (wtedy 22 Lipca) od kilku lat stały już pierwsze bloki piątego osiedla, ale obszar między ulicą a torami nie był jeszcze zabudowany. Teren dzisiejszy bazaru zajmowała wytwórnia betonowych  płyt prefabrykowanych, z których składano bloki, ale zaraz za nią wzrok znów natrafiał na obsiane zagony a wypełniające przestrzeń dzwonienie skowronków przypominało, że tutaj kończy się miasto.

Tęsknota do kolorów

Trudno było się powstrzymać, żeby nie zrywać maków i chabrów, choć te pierwsze błyskawicznie więdły i żałośnie opadały na wiotkie łodygi. Za to chabry doskonale nadawały się do wicia wianków, które potem dziewczęta przez kilka godzin nosiły na głowach.

Wakacje nad jeziorem Niesłusz. Zboże zamiast bloków i kościoła
Wakacje nad jeziorem Niesłusz. Zboże zamiast bloków i kościoła
Wakacje nad jeziorem Niesłusz. Zboże zamiast bloków i kościoła
Wakacje nad jeziorem Niesłusz. Zboże zamiast bloków i kościoła
Potwierdzenie
Proszę zaznaczyć powyższe pole