Skocz do zawartości

Prześlij nam swoje filmy, zdjęcia czy tekst. Bądź częścią naszego zespołu. Kliknij tutaj!

LM.plWiadomościDyrektor kopalni, który powiatowego komitetu PZPR nie lubił

Dyrektor kopalni, który powiatowego komitetu PZPR nie lubił

KONIŃSKIE WSPOMNIENIA

Dodano:
Dyrektor kopalni, który powiatowego komitetu PZPR nie lubił

Obok służbowego mieszkania, dyrektor miał też swoje biuro, ale codziennie o ósmej rano pojawiał się w Marantowie. Jedną z jego pierwszych decyzji było przyjęcie do pracy Stefana Włodarczyka, który pół roku wcześniej skończył studia na Politechnice Gdańskiej i po kilku miesiącach spędzonych w zrujnowanej Warszawie, gdzie skierowano go nakazem pracy, postanowił za wszelką cenę przenieść się do rodzinnego Konina.

Nie chodził na przełaj

Propozycję pracy otrzymał też od Stanisława Kozłowskiego, dyrektora Kopalni Węgla i Fabryki Brykietów Morzysław-Marantów, któremu podlegała odkrywka Morzysław i brykietownia w Marantowie. Obaj dyrektorzy mieli zresztą, przynajmniej na początku, wspólny sekretariat. - Wtedy w przemyśle gorączkowo poszukiwano inżynierów, nawet bez praktyki. Ale ja już nie chciałem się wycofywać i zostałem u dyrektora Śniegonia – wspominał Stefan Włodarczyk.

Swojego pierwszego szefa zapamiętał jako sztywnego służbistę. – Ja się wtedy żeniłem, a że żonę miałem z podkarpackiego, kawał drogi stąd, poprosiłem go o dodatkowy urlop. Nie zgodził się, więc miałem dwa dni na podróż w obie strony łącznie ze ślubem i zaraz następnego dnia wróciłem do pracy. 

Na osobowość przybysza ze Śląska rzuca nieco światła wspomnienie Tadeusza Woźniaka: - Śniegoń był bardzo zdyscyplinowanym człowiekiem. Rano dwie godziny spędzał w części ruchowej firmy, która mieściła się w budynku brykietowni i zawsze punktualnie o dziesiątej przechodził na drugą stronę ulicy do inwestycji. I co ciekawego. Były tory wąskotorowe, obok ścieżka i szosa żwirówka. Śniegoń szedł ścieżką i na wysokości wejścia do budynku skręcał idealnie pod kątem dziewięćdziesięciu stopni. Zawsze patrzyliśmy przez okno, jak idzie. Nigdy nie szedł na przełaj.

Tony dokumentacji

Kiedy do Marantowa przysłano wreszcie projekt kombinatu, opracowany przez niemieckich specjalistów, Karol Śniegoń chciał natychmiast uruchamiać budowę. – To były tony, całe góry dokumentacji, wszystko po niemiecku – wspominał Stefan Włodarczyk, który biegle posługiwał się tym językiem i to właśnie jemu oraz inż. Jerzemu Jatczyńskiemu dyrektor polecił zapoznać się z projektem. – Dla nas to wszystko było nowe, a dyrektor Śniegoń wciąż nas ponaglał: „macie dokumentację, to trzeba zamawiać”. A jak tu zamawiać na takich szkicach? Przecież żadna fabryka by tego nie zrobiła, bo nikt w Polsce nie wiedział, co to jest wytlewnia!

W ministerstwie też widocznie się niecierpliwili, bo bez porozumienia z Koninem zamówiono do nowej brykietowni prasy Afelbecka. - Przyszło to niewypróbowane, bez żadnej dokumentacji, potężne żeliwne korpusy, każdy po kilka ton wagi, a kompletna prasa po zmontowaniu to było kilkanaście ton!

Robert Olejnik

Część druga opowieści o budowie kombinatu koksochemicznego w Koninie i dyrektorze Karolu Śniegoniu ukaże się w najbliższą niedzielę. Przy pisaniu niniejszego tekstu korzystałem z prac Zygmunta Kowalczykiewicza: „Zaczęło się w Brzeźnie. Dzieje Kopalni Węgla Brunatnego Konin 1945-1995” i „Okruchy kopalnianego czasu. Kopalnia Węgla Brunatnego Konin w datach i faktach do 1996 r.”.

Ilustrację do niniejszego tekstu stanowi zdjęcie brykietowni (fot. Archiwum PAK KWB Konin), ponieważ zdjęcia Karola Śniegonia nie udało mi się do dzisiaj zdobyć.

strona 3 z 3
Dyrektor kopalni, który powiatowego komitetu PZPR nie lubił
Dyrektor kopalni, który powiatowego komitetu PZPR nie lubił
Potwierdzenie
Proszę zaznaczyć powyższe pole