Skocz do zawartości

Prześlij nam swoje filmy, zdjęcia czy tekst. Bądź częścią naszego zespołu. Kliknij tutaj!

LM.plWiadomościDanuta i Henryk Winczewscy z Konina w Powstaniu Warszawskim

Danuta i Henryk Winczewscy z Konina w Powstaniu Warszawskim

KONIŃSKIE WSPOMNIENIA

Dodano:
Danuta i Henryk Winczewscy z Konina w Powstaniu Warszawskim

- W dniu wybuchu powstania babcia wracała do Warszawy kolejką wilanowską z Jeziornej, gdzie mieszkała jej koleżanka z kursu pielęgniarskiego – opowiada Małgorzata Prządka. - Kiedy dojechali na końcowy przystanek, Niemcy zaczęli strzelać do wysiadających. Musieli przebiec przez ulicę Belwederską, żeby znaleźć się w najbliższym w miarę bezpiecznym miejscu.

„Niemcy strzelali do nas jak do wróbli. Mieli wolną przestrzeń i doskonały cel. Biegnąc ulicą, usłyszałam koło lewego ucha świst kuli, która na szczęście mnie nie trafiła. Bezpiecznie poczułam się dopiero za domem handlowym Meinla.” – Przytacza słowa Danuty Winczewskiej wnuczka.

Ryzykowaliśmy...

Czwartego sierpnia Danuta została przeniesiona z Koszykowej do prowizorycznego szpitala zorganizowanego w siedzibie sióstr zakonnych w dawnym schronisku dla nieuleczalnie chorych przy ulicy Belwederskiej 20 (il. 6), na południe od Łazienek Królewskich. Placówkę utworzono, żeby pomóc mieszkańcom Górnego Mokotowa, których od drugiego sierpnia Niemcy zaczęli wyrzucać z domów: „Kazali im przejść na ulicę Belwederską. Na tym odcinku były ogródki działkowe, była wolna przestrzeń ułatwiająca wrogowi ostrzał ludności. Aby dotrzeć do celu wskazanego przez okupanta trzeba było ten wolny i niebezpieczny odcinek pokonać. Te okoliczności spowodowały, że było tutaj dużo rannych i zabitych”. Pani Danuta zapamiętała też, że mieli pod opieką powstańców, którzy odnieśli rany w nieudanej akcji zbrojnej w pobliskich Łazienkach.

„Nasz szpital był właściwie na ziemi niczyjej. Przechodziliśmy z rąk do rąk. Raz kontrolowali nas Niemcy, raz powstańcy. Walki trwały nieustannie w dzień i w nocy. Często wychodziliśmy w teren, by zabrać rannych do szpitala. Ryzykowaliśmy. Po ostatniej większej potyczce między Niemcami a powstańcami było dużo rannych. Szokiem dla mnie było to, że mieli na sobie niemieckie mundury, a (niektórzy z nich – dop. red.) mówili po polsku. Słyszałam ich jęki, wzywania matek i najbliższych. Po pewnym czasie Niemcy przyjechali do nas i zabrali swoich rannych wraz z tymi pojękującymi po polsku. Zabrali ich do swojego szpitala. Niesamowite!”.

Henryk Winczewski również przebywał w tym czasie w Śródmieściu. Do siedemnastego sierpnia, kiedy runęła pod niemieckimi bombami kamienica przy Marszałkowskiej 127, w której wtedy mieszkał, widywali się z Danusią regularnie. Ale o jego powstańczych losach, późniejszym ślubie i życiu państwa Winczewskich w Koninie opowiem w następnym artykule.

Robert Olejnik

Dziękuję Zbigniewowi Winczewskiemu i Małgorzacie Prządce za udostępnienie informacji i materiałów, które posłużyły do przygotowania niniejszej publikacji.

strona 3 z 3
Danuta i Henryk Winczewscy z Konina w Powstaniu Warszawskim
Danuta i Henryk Winczewscy z Konina w Powstaniu Warszawskim
Danuta i Henryk Winczewscy z Konina w Powstaniu Warszawskim
Danuta i Henryk Winczewscy z Konina w Powstaniu Warszawskim
Danuta i Henryk Winczewscy z Konina w Powstaniu Warszawskim
1602863778-c9ozf1-win6.jpg
1602863778-3bdooa-win7.jpg
1602863786-gourb2-win5.jpg
Potwierdzenie
Proszę zaznaczyć powyższe pole