Skocz do zawartości

Prześlij nam swoje filmy, zdjęcia czy tekst. Bądź częścią naszego zespołu. Kliknij tutaj!

LM.plWiadomościCzarna Mańka pod dębami

Czarna Mańka pod dębami

KONIŃSKIE WSPOMNIENIA

Dodano: , Żródło: LM.pl
Czarna Mańka pod dębami

Dzisiaj nie sposób już ustalić, od kiedy restauracja a później bar „Pod Dębami” zaczęto nazywać Czarną Mańką. Wprawdzie zarówno jego właścicielka jak i jej córka miały kruczoczarne włosy, ale żadna nie nosiła imienia Maria.

- Restaurację szykowano do otworzenia jeszcze przed wojną - tłumaczy Zdzisława Nawrocka - ale po wkroczeniu Niemców babcia zrezygnowała i otworzyła lokal dopiero po wyzwoleniu, podobno jeszcze w styczniu 1945 r.

Bar zamiast kuźni

Antonina Paszczyńska otworzyła restaurację „Pod Dębami” w domu pierwszego męża, kowala Jana Nowackiego. Po jego kuźni pozostał tylko obrys na mapce z 1923 r. (il. nr 1), sporządzonej przy okazji prac nad przebiegiem nowej ulicy, nazwanej później Dworcową (po śmierci Jana Nowackiego kuźnię otworzył po drugiej stronie ulicy Poznańskiej jego brat Józef).

W prowadzeniu restauracji pomagała jej Ludmiła, córka z pierwszego małżeństwa (na fot. nr 2 od lewej: Ludmiła Dębińska i Antonina Paszczyńska).

- Babcia miała też pracowników - wspomina Zdzisława Nawrocka. - Niewiele pamiętam z tych czasów, bo zaraz po wojnie miałam zaledwie kilka lat, ale zapisała mi się w pamięci Marysia, która potem dość szybko wyjechała do Gdyni. Na pewno też był ktoś zatrudniony w kuchni i do sprzątania.

W centrum Czarkowa

Z lewej strony budynku wchodziło się po schodkach do baru, a po prawej była restauracja (na fot. nr 3 budynek w środku planu). Na zapleczu urządzono kuchnię.

- Tam były cztery paleniska do gotowania i taka wielka wanna do mycia naczyń. Z kuchni było wyjście na podwórko. Za restauracją był jeszcze podręczny magazynek na obrusy i inne tego rodzaju rzeczy potrzebne w restauracji.

Wokół skrzyżowania ulic Bydgoskiej, Poznańskiej i Dworcowej funkcjonowało coś w rodzaju centrum ówczesnego Czarkowa.

- Ostatni budynek przy Poznańskiej, po prawej stronie jak się jedzie do starego Konina, należał do piekarza Kujawińskiego - wylicza Zdzisława Nawrocka. - Naprzeciwko naszej restauracji był rzeźnik Jatczyński, wyżej bednarz i fryzjer Cichy. Od strony ulicy Poznańskiej, ale kawałek dalej, były budynki, gdzie dziadek Paszczyński, drugi mąż babci, prowadził rzeźnictwo - w jednym na dole była ubojnia, a na górze przechowywano siano, w drugim szykowano kiełbasy. 

Cyganie i Cyrankiewicz

A dlaczego „Pod Dębami”?

- Od strony Poznańskiej, z lewej strony budynku stała metalowa studnia, pięknie zrobiona przez dziadka Nowackiego, a wkoło niej rosły dęby, i dlatego restauracja nazywała się „Pod dębami” - tłumaczy pani Zdzisława.

Jedną z pierwszych imprez, jakie odbyły się w nowo otwartej restauracji było przyjęcie komunijne Bronisławy, najstarszej córki Ludmiły Dębińskiej. Kilka lat później swoją komunię świętowała tam również jej młodsza siostra Zdzisława (zwana przez wszystkich Isią).

- Pamiętam też wesele cygańskie - wspomina pani Zdzisława - chociaż nie potrafię go umiejscowić w czasie, czy było przed czy po mojej komunii. Wozy zostawili na naszym podwórku, a sami rozsiedli się w restauracji. Cyganie i Cyganki siedzieli osobno. Z podziwem patrzyłam, jak tańczyli. Dla mnie to była zupełna egzotyka, bo przecież Cyganów w Koninie wtedy jeszcze nie było, więc tak z bliska widziałam ich po raz pierwszy w życiu (dopiero po 1964 r. polskich Romów zmuszono do porzucenia koczowniczego trybu życia i przymusowo ich osiedlono, między innymi w Koninie - dop. red.).

Wielkim wydarzeniem była wizyta w restauracji Pod Dębami ówczesnego premiera Józefa Cyrankiewicza, który wracał z jakiejś narady w Poznaniu. Szybko jednak okazało się, że to wcale nie był premier, tylko jego... sobowtór.

Na państwowym

W 1953 r. ludowa władza oba lokale upaństwowiła. Restauracja została zamknięta, a w jej pomieszczeniach urządzono magazyn. Bar pozostał, ale podlegał Powszechnej Spółdzielni Spożywców „Społem”. O następnych siedmiu latach jego funkcjonowaniu wiadomo niewiele, nie są znane nawet nazwiska osób, które tam pracowały (może Czytelnicy pomogą nam do nich dotrzeć?). 

Jeśli nie wcześniej, to na pewno już wtedy zaczęto używać nazwy Czarna Mańka. Wspominają o tym między innymi absolwenci wałbrzyskiego technikum górniczego, którzy na początku lat pięćdziesiątych dostali nakazy pracy do konińskiej kopalni.

[strona]

- Wchodziło się tam czasami po pracy na wódkę czy piwo i to wszystko - Zbigniew Kmieć zapamiętał też bufet, kilka stolików i mieszkanie na górze.

Na poddaszu mieszkała bowiem Antonina Paszczyńska, która pozostała właścicielką samego budynku. 

Czarna Mańka w samie

Natomiast jej córka Ludmiła Dębińska znalazła zatrudnienie w handlu.

- Pamiętam, że mama pracowała jakiś czas w sklepie na rogu ulic Dąbrowskiego i 3 Maja. Potem sprzedawała w kiosku przy ulicy Górniczej (fot. nr 4), razem z ciocią Mirką Duszczyk - dodaje Zdzisława Nawrocka (na fot. nr 5 od lewej: Mirosława Duszczyk, Zdzisława Nawrocka i Ludmiła Dębińska).

Owe prowizoryczne kioski tymczasowo uzupełniały szczupłą sieć placówek handlowych, których brakowało na szybko rozrastającym się osiedlu. Starsi mieszkańcy ówczesnego Czarkowa wspominają też, że Czarna Mańka, jak mówią o Ludmile Dębińskiej, sprzedawała w sklepie w nieistniejącej już kamienicy na rogu ulic Dworcowej i Kolejowej. Również tam za ladą towarzyszyła jej przyrodnia siostra Mirosława Duszczyk. Z kolei mieszkańcy Glinki robili u niej zakupy w niedużym kiosku spożywczym przy wylocie dzisiejszej ulicy Budowlanych na Wyszyńskiego. 

Jednak najbardziej zapamiętano Ludmiłę Dębińską jako kierowniczkę pierwszego w Koninie sklepu samoobsługowego przy ulicy 1 Maja 11 (w bloku między dzisiejszym starostwem a Pałacykiem; teraz znajduje się tam sklep obuwniczy), przez długie lata nazywanego z tej racji sklepem „po Dębińskiej”. 

Jedyna rozrywka

Zdzisława Nawrocka nie jest pewna daty, ale około 1962 r. jej mama wróciła do baru Pod Dębami, na który wtedy już nikt nie mówił inaczej jak Czarna Mańka.

- Pracowały na zmianę z ciocią Mirką, jedna do południa, a druga po południu. Wiem, że mama szykowała zakąski na zimno: śledzie, jakieś kanapki, bo ludzie przychodzili tam głównie napić się wódki albo piwa. Ale z tego co mówiła, to żadnych awantur w środku nigdy nie było. Tam ludzie wchodzili, jak z pracy szli czy na mecz, albo z tego meczu wracali. Takie przejściowe to było. 

- Bijatyki były ale na zewnątrz - pamięta Jan Tarłowski, który mieszkał wtedy za remizą strażacką, a więc w bezpośrednim sąsiedztwie Czarnej Mańki, a po drugiej stronie ulicy jego ojciec miał warsztat bednarski. - To taka klasyczna mordownia była - mówi. - Dawniej ludzie pracowali ciężko a ich jedyną rozrywką ta Czarna Mańka była. Trochę wódeczki, piweczka i już walka szła. 

Koń w Czarnej Mańce

Jan Tarłowski szczególnie zapamiętał dwa zdarzenia związane ze słynną knajpą. Otóż którejś zimy woźnica, ciągnący z góry ulicą Bydgoską kulig, nie wyhamował koni przed Czarną Mańką i sanie uderzyły w budynek, na szczęście bez żadnej szkody dla któregokolwiek z uczestników zimowej zabawy. Innym razem jeden z klientów wybrał się na podwórze za knajpą, gdzie na świeżym powietrzu znajdowała się drewniana ubikacja. Pech chciał, że kompletnie pijany mężczyzna wylądował w dole kloacznym, skąd wydobyli go dopiero strażacy.

Na wódkę do Czarnej Mańki wpadali też woźnice wracający z targu lub dorożkarze. O jednym z nich krążyła anegdota, którą przytoczył w jednej ze swoich opowieści Krzysztof Dobrecki. Otóż koń owego dorożkarza tak był przyzwyczajony do wizyt swojego właściciela w Czarnej Mańce, że sam się zatrzymywał pod knajpą, kiedy wracali spod dworca do domu. 

Striptiz czyli koniec legendy

Czarna Mańka funkcjonowała do końca lat sześćdziesiątych. Sam budynek zniknął z konińskiego pejzażu około 1970 roku, sądząc po zdjęciach (fot. nr 6), na których widać go na tle wieżowców, oddanych do użytku pod koniec 1969 r. Krążył wtedy po Koninie żart.

- Chcesz obejrzeć striptiz - pytano. Jeśli zagadnięta osoba odpowiadała twierdząco, słyszała: - To chodź, bo właśnie rozbierają Czarną Mańkę.

Antonina Paszczyńska zmarła w 1978 roku, w wieku 90 lat, a jej córka Ludmiła dożyła roku 1997. - Sąsiadka, która przeczytała nekrolog, była zdziwiona, że mama nie miała na imię Maria - wspomina Zdzisława Nawrocka, co świadczy o tym, że imię Czarnej Mańki najsilniej przylgnęło właśnie do Ludmiły Dębińskiej. Choć tego, czy to właśnie ona dała początek legendzie zapewne już nigdy się nie dowiemy. Bo tak to już bywa z legendami. 

Robert Olejnik

Konkurs „Konińskie wspomnienia”

Tym razem uczestnicy konkursu nie mieli kłopotów i większość z nich bez trudu rozpoznała w widocznym na zdjęciu budynku siedzibę baru znanego jako Czarna Mańka. Pierwszy poprawnej odpowiedzi udzielił Michał Góra i to on otrzyma od nas książkę z cyklu wydawniczego „Biblioteka Konińska”, ufundowaną przez księgarnię MAWI. Przypominamy, że zwycięzca ma miesiąc na odebranie nagrody.

Przy okazji pojawiły się pytania o ulicę, którą idzie orkiestra. Otóż prezentowane zdjęcie (fot. nr 3) zostało zrobione 1 maja 1962 r. Orkiestra idzie ulicą Poznańską w stronę starego Konina. Między Czarną Mańką a budynkiem po prawej znajduje się ulica Dworcowa, z kolei po lewej widać w oddali bloki przy ulicy Sybiraków lub Tuwima.

strona 3 z 2
strona 3/2
Czarna Mańka pod dębami
Czarna Mańka pod dębami
Czarna Mańka pod dębami
Czarna Mańka pod dębami
Czarna-Manka5
Czarna-Manka6
Potwierdzenie
Proszę zaznaczyć powyższe pole