Skocz do zawartości

Prześlij nam swoje filmy, zdjęcia czy tekst. Bądź częścią naszego zespołu. Kliknij tutaj!

LM.plWiadomościUruchomienie brykietowni poprzedziły dwa wybuchy

Uruchomienie brykietowni poprzedziły dwa wybuchy

KONIŃSKIE WSPOMNIENIA

Dodano:
Uruchomienie brykietowni poprzedziły dwa wybuchy

Pod koniec marca 1946 r. zakończono wreszcie montaż urządzeń brykietowni, pozwalający na rozpoczęcie produkcji brykietów. Okazało się jednak, że firma, która pobudowała kotły, odmówiła ich uruchomienia, tłumacząc, że są to pierwsze w Polsce kotły opalane pyłem węgla brunatnego i przedsiębiorstwo nie ma doświadczenia w stosowaniu tego paliwa.

- Ponieważ innego wykonawcy do rozruchu urządzeń nie udało się znaleźć, załoga kopalni (na fot. nr 3 i 4 zrobionych najprawdopodobniej w kopalnianej kotłowni w 1945 lub 1946 r.; Eugeniusz Ewich stoi trzeci od lewej) musiała z konieczności rozruch urządzeń kotłowni i brykietowni przeprowadzić we własnym zakresie – wspominał po latach dyrektor Stanisław Kozłowski.

Rozpadł się na skutek wybuchu

Z przetłumaczonej instrukcji techniczno-ruchowej dla kotłów parowych na pył węglowy typu La Monta Eugeniusz Ewich dowiedział się, że do ich rozpalenia konieczne jest użycie najpierw drewna, które stopniowo rozgrzeje wnętrze paleniska kotła parowego, czopuch (poziomą część komina) i wewnętrzne ściany komina i dopiero po uzyskaniu taką droga odpowiednio wysokiego ciągu kominowego, można będzie przystąpić do zasilania go pyłem węglowym, paliwem – używając języka zrozumiałego dla laików – o większej mocy. - Jest to prawidłowy sposób postępowania, by nie dopuścić do wybuchu tlenku węgla – zanotował Eugeniusz Ewich we wspomnieniach. - Niestety, przedsiębiorstwo nasze nie miało pieniędzy na zakup kilku ton drewna. Ja nie mogłem się zgodzić na wstępne rozpalanie pyłem węglowym, by nie spowodować katastrofy.

31 marca, kiedy doszło do wybuchu czopucha w wyniku niewłaściwego rozpalania kotła od razu przy użyciu pyłu węglowego, Eugeniusza Ewicha nie było w pracy, ponieważ od kilku dni opiekował się chorą matką.

- W nocy usłyszałem huk detonacji, a wkrótce doniesiono mi o wybuchu tlenku węgla w kopalnianej kotłowni. Niezwłocznie udałem się na miejsce katastrofy. Tutaj ujrzałem czopuch w gruzach, który się rozpadł na skutek wybuchu tlenku węgla przy wstępnym rozpalaniu pyłem węglowym. Byłem przybity nieszczęściem - zanotował.

Wyprowadził się w jeden dzień

Zniechęcony niepowodzeniem, którego – o czym Eugeniusz Ewich był głęboko przekonany – można było uniknąć, w ciągu kilkunastu godzin podjął decyzję o opuszczeniu Kopalni Węgla Brunatnego i Fabryki Brykietów Morzysław-Marantów i przeniesieniu się do rodzinnej Łodzi.

– Oprócz rozczarowania niepowodzeniem znaczącą rolę w decyzji ojca o opuszczeniu kopalni odegrała również zwykła ludzka chęć poprawienia sobie warunków życia, na co w ówczesnej kopalni w dającej się przewidzieć przyszłości szans nie było – tłumaczy Marek Ewich, syn Eugeniusza (również inżynier) – a do przeniesienia się do Łodzi dopingowała go jeszcze własna matka.

W Łodzi Eugeniusz Ewich założył rodzinę i podjął pracę w Państwowej Fabryce Aparatów Elektrycznych, później pracował również w szkole. Tymczasem pod jego nieobecność w kopalni podejmowano kolejne próby rozpalenia kotła LaMonta, z których powiodła się dopiero trzecia z kolei.

Czynniki polityczne naciskały

Eugeniusz Ewich jeszcze po wielu latach utrzymywał korespondencję z Ignacym Tłoczkiem i Wacławem Lidmanowskim, co dowodzi, że tamten czas pozostawił w nim niezatarte wspomnienia. Jak silne, świadczy treść listu (il. nr 5) od Eugeniusza Ewicha do Ignacego Tłoczka z 10 sierpnia 1980 r., w którym wrócił temat z marca 1946 r.:

„Otóż przed wybuchem kotła rozmawiałem z kol. Lidmanowskim, wyrażając swoją obawę, że jeżeli do wstępnego rozpalania kotła nie użyjemy drewna jako paliwa, nastąpi wybuch tlenku węgla, który spowoduje katastrofę. W myśl moich życzeń kol. Lidmanowski powiadomił o tym dyr. Kozłowskiego, ten ostatni bowiem nie dawał wiary moim twierdzeniom, że jedynie rozpalanie wstępne drewnem daje gwarancję bezpiecznego uruchomienia kotła, a czas nagli, jak również czynniki polityczne wywierają coraz silniejszy nacisk o jak najszybsze uruchomienie kotłów. Te okoliczności usprawiedliwiają śp. Stanisława Kozłowskiego”.

Oprócz korespondencji z dawnymi kolegami z pracy w kopalni Eugeniusz Ewich utrzymywał kontakt z Koninem poprzez swoją młodszą siostrę Leokadię Wrocławską, która mieszkała przy ulicy Dąbrowskiego do połowy lat dziewięćdziesiątych. Zmarł w 1991 r. w wieku 86 lat.

Lidmanowski, Brand i inni

Z posiadanych przeze mnie informacji wynika, że w 1945 roku w kopalni było zatrudnionych sześciu inżynierów. Oprócz dyrektora Ignacego Tłoczka i Eugeniusza Ewicha, byli to: Wacław Lidmanowski, pełniący wówczas funkcję głównego elektryka kopalni oraz inż. górnik Henryk Oszczakiewlcz, inż. mech. Józef Brand i inż. elektryk Owsiany (imienia nieznanego). Z tej czwórki tylko o pierwszym wiadomo nieco więcej. Wacław Lidmanowski pracował w konińskiej kopalni tylko kilka miesięcy dłużej od Eugeniusza Ewicha, bowiem z początkiem września 1946 r. lub w styczniu 1947 r. (podawane są różne daty) podjął pracę w Politechnice Warszawskiej. Choć w Słupcy i Zagórowie znane jest nazwisko Konstantego Lidmanowskiego, którego Wacław Lidmanowski mógł być krewnym, nie udało mi się jak dotąd natrafić na ślady kogokolwiek z rodziny byłego pracownika konińskiej kopalni. Gdyby ktoś z czytelników mógł mi jakkolwiek pomóc w dotarciu do nich lub krewnych pozostałych inżynierów, będę bardzo wdzięczny. Apel mój dotyczy zresztą wszystkich, którzy pracowali w kopalni w pierwszych latach jej funkcjonowania, chciałbym bowiem utrwalić sylwetki wszystkich tych osób.

strona 3 z 3
Uruchomienie brykietowni poprzedziły dwa wybuchy
Uruchomienie brykietowni poprzedziły dwa wybuchy
Uruchomienie brykietowni poprzedziły dwa wybuchy
Uruchomienie brykietowni poprzedziły dwa wybuchy
Ewich5
Potwierdzenie
Proszę zaznaczyć powyższe pole